W dzisiejszych czasach z pewnością siebie bywa bardzo różnie. Niektórzy od początku swojego istnienia ją mają, innym jej brakuje. Co więc z tymi, którym jej brak?
Zazwyczaj brakuje im odwagi do realizowania swoich marzeń i obierania celów, ponieważ oglądają się za siebie jednocześnie, bojąc się opinii innych ludzi.
To przykre, że żyjemy w czasach, w których opinia innych ludzi ma bardzo duży wpływ na naszą psychikę i chęć samorealizacji.
Wszystko zależy także od psychiki.
Są osoby, którym opinia ludzi, jest kompletnie obojętna, dzięki czemu zawzięcie, dążą do obranego sobie celu.
Inni natomiast z obawy przed opinią innych i paraliżującym strachem ciągle będą stać w miejscu.
Pewność siebie powinna być budowana w nas od najmłodszych lat.
I tutaj pojawia się problem.
Większość naszej drogi, podczas której budujemy pewność siebie stanowi szkoła.
Tutaj jednak temat jest o tyle trudny, że wśród tylu różnych osobowości bardzo trudno się odnaleźć.
Mnie samej bardzo trudno było się odnaleźć w szkole, przez co byłam niepewna siebie i brakowało mi odwagi do realizacji.
Od najmłodszych lat zawsze pasjonowałam się muzyką, ale odkąd pamiętam miałam bardzo duże problemy z występami publicznymi.
Kochałam śpiewać, kiedyś to było można powiedzieć całe moje życie.
Pamiętam, że w 5 klasie podstawówki ktoś uwierzył we mnie na tyle, że udało mi się przezwyciężyć strach i z ogromnym stresem wyszłam na scenę i zaśpiewałam.
Pamiętam, to jak dziś.
Pierwsze momenty i ogromny stres, ale później jakoś, to płynęło, bo kochałam ten stan i wiedziałam, że są osoby, które naprawdę wierzą, że może mi się udać. A ja tylko na scenie w stu procentach byłam w stanie poczuć się sobą.
Jednak przez cały ten okres sama z siebie nie potrafiłam wyjść i zaśpiewać.
Zawsze w głowie miałam to, że mogą się ze mnie śmiać, że mój głos jest brzydki, że zaśpiewam nieczysto albo po prostu mi nie wyjdzie.
Na scenę zawsze wychodziłam, bo czułam czyjeś wsparcie, bo czułam, że ktoś jest w stanie uwierzyć we mnie, kiedy ja sama nie mogę tego zrobić.
Potem przyszło gimnazjum i sytuacja analogicznie była podobna tylko wtedy na mojej drodze pojawił się niemiecki.
Teoretycznie pasja, która nie wymaga wystąpień publicznych, a nawet przecież nikt nie może mnie za taką, a nie inną, pasje krytykować.
Przynajmniej wtedy mi się tak wydawało, jak się szybko okazało mój tok rozumowania był błędny.
A ludzie byli różni.
Myślę, że każdy z was zdaje sobie sprawę jak wiele złego opinia innych może zdziałać.
Zwłaszcza w szkole.
Przykładowo zawsze każdy dziwił się, że o wiele bardziej wolę niemiecki, a do angielskiego nie potrafię się przekonać.
U mnie wyglądało to tak, że wszystko zawsze brałam do siebie.
Wiecie tutaj, że mam nieładny akcent albo na starcie dla wielu ludzi moja pasja do niemieckiego wykluczała znajomość angielskiego na jakimkolwiek poziomie.
Mimo że, pamiętam okres w swoim życiu kiedy, to właśnie angielski grał w nim główną rolę.
Później przez brak wiary w siebie zamykałam się do tego stopnia, że na językach zawsze siedziałam cicho i gdybym tylko mogła, to stałabym się niewidzialna.
Tylko po to, żebym nie musiała przeczytać żadnego zadania czy odezwać się po niemiecku lub angielsku, żeby nikt nie usłyszał mojego akcentu.
Zwłaszcza kiedy widziałam, że wśród mnie było tyle świetnych osób z języków, a ja wiedziałam, że do tak owych się nie zaliczałam.
Dlatego każda nauka angielskiego była dla mnie katorgą i trwała w nieskończoność wiążąc się jednocześnie z pewnego rodzaju strachem.
Niemieckiego uczyłam się z przyjemnością, ale tylko dlatego, że na poziomie gimnazjum ktoś bardzo mocno we mnie uwierzył i pozwolił rozwinąć mi skrzydła, dzięki czemu mogłam się w tym rozwinąć i zawsze w chwilach zwątpienia wiedziałam, że jest ktoś kto wierzy, że mi się uda.
Potem przyszło liceum.
Które do tej pory jest pewnego rodzaju niewyjaśnionym etapem w moim życiu, którego nigdy nie zrozumiem.
Pamiętam, że pierwsze miesiące w liceum, to był dla mnie istny kosmos, ale tylko przez to, że nie potrafiłam się odnaleźć.
Przez to, że ciągle zastanawiałam się, czy wypadnę dobrze na tle innych.
Pierwsze miesiące w liceum mijały mi na zastanawianiu się co ja tutaj tak naprawdę robię.
Czas mnie mocno identyfikował.
Niby byłam w liceum, w którym chciałam być, ale nie wiedziałam za bardzo po co.
Cały czas próbowałam się odnaleźć i miałam istny mętlik w głowie.
Byłam niepewna i zestresowana.
Pamiętam, że wtedy bardzo mocno myślałam nad przeniesieniem się do technikum, ale wiedziałam, że tam też nie potrafiłabym się odnaleźć i byłoby to zamiatanie problemu pod dywan.
Zwłaszcza że nigdy nie byłam jakoś szczególnie ukierunkowana pod dany zawód.
Dlatego też przecież poszłam do liceum.
Liceum zrodziło we mnie nowe wątpliwości.
Kiedy wybierałam rozszerzenia miałam teoretycznie wolną rękę, a mimo to byłam pewna tylko jednego.
Język polski, tak to był jedyny przedmiot, który mógł być ze mną zawsze i na zawsze.
Może to przez to, że ja zawsze kochałam pisać, kiedy tylko na lekcji dostawałam kartkę i długopis mogłam pisać w nieskończoność.
Zawsze totalnie się wyłączałam i mogłam tak pisać i pisać, ponieważ w tym czułam całkowite spełnienie.
Jednak to dopiero liceum nauczyło mnie walki o siebie w wielkim świecie.
W liceum dopiero zrozumiałam, że żeby coś osiągnąć, trzeba wierzyć w siebie, ponieważ jeśli ja w siebie nie uwierzę nikt inny za mnie tego nie zrobi.
Dopiero liceum uświadomiło mi, że to, kim będę zależy tylko ode mnie, że niczyja opinia nie ma na to nawet najmniejszego wpływu.
Wcześniej myślałam w kategorii, że test predyspozycji zawodowych będzie miał ogromny wpływ na moje życie.
I nawet przez chwile tak było.
Pamiętam, że ludzi zawsze się rozgraniczało na humanistów i ścisłowców, co też z jednej strony wydaje się dość krzywdzące.
Pamiętam, że po zrobieniu paru testów nie dowiedziałam się niczego wiążącego jedynie tego, że nie da się mnie jednoznacznie przyporządkować do danej grupy, bo do każdej w jakimś stopniu pasuje i tak naprawdę, to chyba jestem jakaś dziwna.
Wtedy pomyślałam sobie.
Serio? Naprawdę?
Naprawdę jakiś test ma być wiążący, z tym do jakiej „grupy” ludzi można mnie zaliczyć?
Że matematykiem nie będę to wiedziałam chyba od zawsze, zresztą tak też każdy mi powtarzał.
Jakoś nigdy nie było mi po drodze z matmą i zwykle raczej od niej uciekałam. Co najlepsze liceum bardzo pod tym kątem mnie zidentyfikowało i tak też trafiłam na rozszerzenie właśnie z matematyki.
To był moment w moim życiu, kiedy osiągnęłam wewnętrzny bunt. Stwierdziłam, że ze swoimi demonami trzeba walczyć, a nie dawać im wygrać. Wtedy wbrew wszystkiemu i wszystkim postanowiłam, że pójdę na rozszerzenie z matmy i stawie jej czoła.
Mimo że, wcześniejsze moje plany odnośnie do rozszerzenia były zupełnie inne, ale kiedy już nie miałam wyboru zbyt wielkiego pomyślałam, że może właśnie, to jest znak, że wszystkim udowodnię, że się mylą i jednak sobie poradzę.
Życie jak to życie bardzo szybko zidentyfikowało mnie, ale mimo wszystko dzięki temu poznałam naprawdę wspaniałych ludzi z pasją, od których wiele się nauczyłam i których bardzo podziwiam.
Jak to mówią, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
A uważam, że naprawdę warto wszelkim przeszkodom stawiać czoła nie uciekając od nich bo, to dzięki nim stajemy się silniejsi.
Dopiero liceum nauczyło mnie wiary w siebie i swoje możliwości, uświadamiając jednocześnie, że jeżeli sama w siebie nie uwierzę nikt inny tego za mnie nie zrobi.
Może teraz zastanawiacie się co chce wam przekazać tym wpisem, ale właśnie na podstawie mojej historii chcę wam powiedzieć, że wiara w siebie i w swoje możliwości jest ogromnie ważna.
Musicie mieć świadomość tego, że bez wiary w siebie i swoje możliwości będziecie stać w miejscu.
Pamiętajcie, że opinia innych ludzi nie jest wiążąca dla waszego życia. Najważniejsze jest to żebyście dążyli do celu, szli przed siebie, spełniali się i realizowali wszystko, to co zrealizować chcecie.
Nie oglądajcie się za siebie na innych ludzi, liczy się tylko to co wy czujecie i chcecie osiągnąć.
Jeśli całe życie powtarzają Ci, że nie będziesz matematykiem, a chcesz nim być, to nim zostań. Twoje życie zależy tylko od Ciebie. Jeżeli powtarzają Ci, że brzydko śpiewasz, a chcesz, to robić, to nie zważaj na opinie innych pamiętając jednocześnie, że trening czyni mistrza.
Kierując się moim przykładem mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie wszystkie te lepsze i te gorsze etapy w życiu, które przeżyłam dziś nie wiedziałabym tak wiele.
Przede wszystkim nie wiedziałabym, że najważniejsza jest wiara w siebie.
Bo jeśli ją masz jesteś w stanie stawić czoła każdej przeszkodzie jaką tylko spotkasz na swojej drodze.
W tym wszystkim nie zamykajmy się jednak na dobrych doradców i dobrą krytykę.
Krytyka jest w naszym życiu bardzo ważna o ile jest ona konstruktywna i uzasadniona oraz adekwatna do danej sytuacji i oczywiście, jeśli nie płynie z czystej zazdrości.
Dzięki niej często możemy stawać się lepsi i czyimś okiem widzieć błędy, których sami nie jesteśmy w stanie wyłapać.
Pamiętaj, jeśli ty w siebie nie uwierzysz, nikt inny tego za Ciebie nie zrobi! 💪🏻
„Jeśli usłyszysz wewnątrz siebie głos mówiący: „nie możesz malować”, to za wszelką cenę maluj, a ten głos ucichnie..”
~ Vincent Van Gogh