niedziela, 14 czerwca 2020

„Bez Twojego pozwolenia nikt nie może sprawić, że poczujesz się gorszy...”

W dzisiejszych czasach z pewnością siebie bywa bardzo różnie. Niektórzy od początku swojego istnienia ją mają, innym jej brakuje. Co więc z tymi, którym jej brak?
Zazwyczaj brakuje im odwagi do realizowania swoich marzeń i obierania celów, ponieważ oglądają się za siebie jednocześnie, bojąc się opinii innych ludzi.
To przykre, że żyjemy w czasach, w których opinia innych ludzi ma bardzo duży wpływ na naszą psychikę i chęć samorealizacji.
Wszystko zależy także od psychiki.
Są osoby, którym opinia ludzi, jest kompletnie obojętna, dzięki czemu zawzięcie, dążą do obranego sobie celu.
Inni natomiast z obawy przed opinią innych i paraliżującym strachem ciągle będą stać w miejscu.
Pewność siebie powinna być budowana w nas od najmłodszych lat.
I tutaj pojawia się problem.
Większość naszej drogi, podczas której budujemy pewność siebie stanowi szkoła.
Tutaj jednak temat jest o tyle trudny, że wśród tylu różnych osobowości bardzo trudno się odnaleźć.
Mnie samej bardzo trudno było się odnaleźć w szkole, przez co byłam niepewna siebie i brakowało mi odwagi do realizacji.
Od najmłodszych lat zawsze pasjonowałam się muzyką, ale odkąd pamiętam miałam bardzo duże problemy z występami publicznymi.
Kochałam śpiewać, kiedyś to było można powiedzieć całe moje życie.
Pamiętam, że w 5 klasie podstawówki ktoś uwierzył we mnie na tyle, że udało mi się przezwyciężyć strach i z ogromnym stresem wyszłam na scenę i zaśpiewałam.
Pamiętam, to jak dziś.
Pierwsze momenty i ogromny stres, ale później jakoś, to płynęło, bo kochałam ten stan i wiedziałam, że są osoby, które naprawdę wierzą, że może mi się udać. A ja tylko na scenie w stu procentach byłam w stanie poczuć się sobą.
Jednak przez cały ten okres sama z siebie nie potrafiłam wyjść i zaśpiewać.
Zawsze w głowie miałam to, że mogą się ze mnie śmiać, że mój głos jest brzydki, że zaśpiewam nieczysto albo po prostu mi nie wyjdzie.
Na scenę zawsze wychodziłam, bo czułam czyjeś wsparcie, bo czułam, że ktoś jest w stanie uwierzyć we mnie, kiedy ja sama nie mogę tego zrobić.
Potem przyszło gimnazjum i sytuacja analogicznie była podobna tylko wtedy na mojej drodze pojawił się niemiecki.
Teoretycznie pasja, która nie wymaga wystąpień publicznych, a nawet przecież nikt nie może mnie za taką, a nie inną, pasje krytykować.
Przynajmniej wtedy mi się tak wydawało, jak się szybko okazało mój tok rozumowania był błędny.
A ludzie byli różni.
Myślę, że każdy z was zdaje sobie sprawę jak wiele złego opinia innych może zdziałać.
Zwłaszcza w szkole.
Przykładowo zawsze każdy dziwił się, że o wiele bardziej wolę niemiecki, a do angielskiego nie potrafię się przekonać.
U mnie wyglądało to tak, że wszystko zawsze brałam do siebie.
Wiecie tutaj, że mam nieładny akcent albo na starcie dla wielu ludzi moja pasja do niemieckiego wykluczała znajomość angielskiego na jakimkolwiek poziomie.
Mimo że, pamiętam okres w swoim życiu kiedy, to właśnie angielski grał w nim główną rolę.
Później przez brak wiary w siebie zamykałam się do tego stopnia, że na językach zawsze siedziałam cicho i gdybym tylko mogła, to stałabym się niewidzialna.
Tylko po to, żebym nie musiała przeczytać żadnego zadania czy odezwać się po niemiecku lub angielsku, żeby nikt nie usłyszał mojego akcentu.
Zwłaszcza kiedy widziałam, że wśród mnie było tyle świetnych osób z języków, a ja wiedziałam, że do tak owych się nie zaliczałam.
Dlatego każda nauka angielskiego była dla mnie katorgą i trwała w nieskończoność wiążąc się jednocześnie z pewnego rodzaju strachem.
Niemieckiego uczyłam się z przyjemnością, ale tylko dlatego, że na poziomie gimnazjum ktoś bardzo mocno we mnie uwierzył i pozwolił rozwinąć mi skrzydła, dzięki czemu mogłam się w tym rozwinąć i zawsze w chwilach zwątpienia wiedziałam, że jest ktoś kto wierzy, że mi się uda.
Potem przyszło liceum.
Które do tej pory jest pewnego rodzaju niewyjaśnionym etapem w moim życiu, którego nigdy nie zrozumiem.
Pamiętam, że pierwsze miesiące w liceum, to był dla mnie istny kosmos, ale tylko przez to, że nie potrafiłam się odnaleźć.
Przez to, że ciągle zastanawiałam się, czy wypadnę dobrze na tle innych.
Pierwsze miesiące w liceum mijały mi na zastanawianiu się co ja tutaj tak naprawdę robię.
Czas mnie mocno identyfikował.
Niby byłam w liceum, w którym chciałam być, ale nie wiedziałam za bardzo po co.
Cały czas próbowałam się odnaleźć i miałam istny mętlik w głowie.
Byłam niepewna i zestresowana.
Pamiętam, że wtedy bardzo mocno myślałam nad przeniesieniem się do technikum, ale wiedziałam, że tam też nie potrafiłabym się odnaleźć i byłoby to zamiatanie problemu pod dywan.
Zwłaszcza że nigdy nie byłam jakoś szczególnie ukierunkowana pod dany zawód.
Dlatego też przecież poszłam do liceum.
Liceum zrodziło we mnie nowe wątpliwości.
Kiedy wybierałam rozszerzenia miałam teoretycznie wolną rękę, a mimo to byłam pewna tylko jednego.
Język polski, tak to był jedyny przedmiot, który mógł być ze mną zawsze i na zawsze.
Może to przez to, że ja zawsze kochałam pisać, kiedy tylko na lekcji dostawałam kartkę i długopis mogłam pisać w nieskończoność.
Zawsze totalnie się wyłączałam i mogłam tak pisać i pisać, ponieważ w tym czułam całkowite spełnienie.
Jednak to dopiero liceum nauczyło mnie walki o siebie w wielkim świecie.
W liceum dopiero zrozumiałam, że żeby coś osiągnąć, trzeba wierzyć w siebie, ponieważ jeśli ja w siebie nie uwierzę nikt inny za mnie tego nie zrobi.
Dopiero liceum uświadomiło mi, że to, kim będę zależy tylko ode mnie, że niczyja opinia nie ma na to nawet najmniejszego wpływu.
Wcześniej myślałam w kategorii, że test predyspozycji zawodowych będzie miał ogromny wpływ na moje życie.
I nawet przez chwile tak było.
Pamiętam, że ludzi zawsze się rozgraniczało na humanistów i ścisłowców, co też z jednej strony wydaje się dość krzywdzące.
Pamiętam, że po zrobieniu paru testów nie dowiedziałam się niczego wiążącego jedynie tego, że nie da się mnie jednoznacznie przyporządkować do danej grupy, bo do każdej w jakimś stopniu pasuje i tak naprawdę, to chyba jestem jakaś dziwna.
Wtedy pomyślałam sobie.
Serio? Naprawdę?
Naprawdę jakiś test ma być wiążący, z tym do jakiej „grupy” ludzi można mnie zaliczyć?
Że matematykiem nie będę to wiedziałam chyba od zawsze, zresztą tak też każdy mi powtarzał.
Jakoś nigdy nie było mi po drodze z matmą i zwykle raczej od niej uciekałam. Co najlepsze liceum bardzo pod tym kątem mnie zidentyfikowało i tak też trafiłam na rozszerzenie właśnie z matematyki.
To był moment w moim życiu, kiedy osiągnęłam wewnętrzny bunt. Stwierdziłam, że ze swoimi demonami trzeba walczyć, a nie dawać im wygrać. Wtedy wbrew wszystkiemu i wszystkim postanowiłam, że pójdę na rozszerzenie z matmy i stawie jej czoła.
Mimo że, wcześniejsze moje plany odnośnie do rozszerzenia były zupełnie inne, ale kiedy już nie miałam wyboru zbyt wielkiego pomyślałam, że może właśnie, to jest znak, że wszystkim udowodnię, że się mylą i jednak sobie poradzę.
Życie jak to życie bardzo szybko zidentyfikowało mnie, ale mimo wszystko dzięki temu poznałam naprawdę wspaniałych ludzi z pasją, od których wiele się nauczyłam i których bardzo podziwiam.
Jak to mówią, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
A uważam, że naprawdę warto wszelkim przeszkodom stawiać czoła nie uciekając od nich bo, to dzięki nim stajemy się silniejsi.
Dopiero liceum nauczyło mnie wiary w siebie i swoje możliwości, uświadamiając jednocześnie, że jeżeli sama w siebie nie uwierzę nikt inny tego za mnie nie zrobi.
Może teraz zastanawiacie się co chce wam przekazać tym wpisem, ale właśnie na podstawie mojej historii chcę wam powiedzieć, że wiara w siebie i w swoje możliwości jest ogromnie ważna.
Musicie mieć świadomość tego, że bez wiary w siebie i swoje możliwości będziecie stać w miejscu.
Pamiętajcie, że opinia innych ludzi nie jest wiążąca dla waszego życia. Najważniejsze jest to żebyście dążyli do celu, szli przed siebie, spełniali się i realizowali wszystko, to co zrealizować chcecie.
Nie oglądajcie się za siebie na innych ludzi, liczy się tylko to co wy czujecie i chcecie osiągnąć.
Jeśli całe życie powtarzają Ci, że nie będziesz matematykiem, a chcesz nim być, to nim zostań. Twoje życie zależy tylko od Ciebie. Jeżeli powtarzają Ci, że brzydko śpiewasz, a chcesz, to robić, to nie zważaj na opinie innych pamiętając jednocześnie, że trening czyni mistrza.
Kierując się moim przykładem mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie wszystkie te lepsze i te gorsze etapy w życiu, które przeżyłam dziś nie wiedziałabym tak wiele.
Przede wszystkim nie wiedziałabym, że najważniejsza jest wiara w siebie.
Bo jeśli ją masz jesteś w stanie stawić czoła każdej przeszkodzie jaką tylko spotkasz na swojej drodze.
W tym wszystkim nie zamykajmy się jednak na dobrych doradców i dobrą krytykę.
Krytyka jest w naszym życiu bardzo ważna o ile jest ona konstruktywna i uzasadniona oraz adekwatna do danej sytuacji i oczywiście, jeśli nie płynie z czystej zazdrości.
Dzięki niej często możemy stawać się lepsi i czyimś okiem widzieć błędy, których sami nie jesteśmy w stanie wyłapać.
Pamiętaj, jeśli ty w siebie nie uwierzysz, nikt inny tego za Ciebie nie zrobi! 💪🏻

„Jeśli usłyszysz wewnątrz siebie głos mówiący: „nie możesz malować”, to za wszelką cenę maluj, a ten głos ucichnie..” 
~ Vincent Van Gogh 



niedziela, 3 maja 2020

„ Sztuka życia polega mniej na eliminowaniu naszych problemów, a bardziej na rozwijaniu się dzięki nim..”

Za każdym razem, pisząc dla was wpis obiecuje sobie, że tym razem będę systematyczna, następnie budzę się po czasie i dochodzi do mnie, że kolejny raz nic z tego.
Zazwyczaj wpisów nie ma, bo jestem tak zabiegana, że nie mam czasu usiąść i pomyśleć, a teraz w dobie pandemii, kiedy mam go aż za dość czasami wpatruje się godzinami w sufit i myślę co tak naprawdę napisać, żeby dać wam trochę wytchnienia.
W dobie pandemii świat nagle stanął, a my razem z nim.
Zapewne dla wielu z was, którzy byli w ciągłym biegu szokiem jest to jak nagle wasze życie zwolniło.
Kiedy zostałam zamknięta w czterech ścianach zaczęło wydawać mi się dziwne przebywanie w domu, który na co dzień był tylko miejscem, w którym spałam.
Wiecie na ten rok miałam ambitny plan robienia wszystkiego na sto procent.
Jak zwykle moje ambicje trochę mnie przerosły i z braku czasu wejście w moment, gdzie mam go aż zadość stało się czymś zwyczajnie nieoczywistym.
Każdy dzień mijał mi w takim tempie, że nawet nie wiedziałam kiedy.
Moje życie toczyło się od szkoły do jednej pracy potem do drugiej pracy, na trening, na zajęcia i nawet nie wiedziałam, kiedy nagle nastał marzec.
Nagle moja codzienność zmieniła się o 180 stopni, najgorszym momentem dla mnie nie było o tyle zamknięcie szkół co brak interakcji na korkach z moimi uczniami dzięki, którym tydzień po tygodniu rozwijałam się ze zdwojoną siłą.
Nagle brak niemieckiego z nimi stał się katorgą.
Zresztą każdy z nas odcięty od tego, co kocha myślę, że poczuł to samo.
Nagle budzimy się w nowej rzeczywistości.
Domy, w których tylko spaliśmy są naszym azylem.
Nagle zaczynamy poświęcać czas rodzinie na co nie mieliśmy nigdy czasu.
Teraz tak naprawdę się poznajemy.
A jak jest z miłością podczas zarazy?
Myślę, że dla wielu to moment pewnego rodzaju sprawdzianu.
Dla jednych miłość na odległość.
Dla drugich miłość 24/h.

Może tak naprawdę w tym momencie zdajemy sobie sprawę jak silne jest nasze uczucie.
Normalnie na co dzień pewnie nie przywiązujemy wagi do tego z kim żyjemy.
Nie zdajemy sobie sprawy czym są uczucia, którymi darzymy drugą osobę i jaką w ogóle mają wartość.
Być może teraz dopiero widzisz z kim tak naprawdę dzielisz swoje życie.
Być może teraz zalewa Cię fala wątpliwości albo wręcz przeciwnie czujesz, że to było właśnie, to co być powinno.
Być może nigdy wcześniej nie mieliście okazji poznać siebie w stu procentach, a teraz ją macie.
Żyjemy w czasach, w których wszystko jest chwilowe.
Tylko dlatego, że my jako takie to postrzegamy.
Miłość, przyjaźń, rodzina.
W pewnym momencie życia być może patrzyłeś na wszystko przez pryzmat pieniędzy.
Może to właśnie pieniądze napędzały Cię do życia.
Nie uczucia, nie wartości.
A być może wartość dla Ciebie miały tylko rzeczy materialne.
Będąc w ciągłym biegu czułam, że ciągle mi czegoś brakuje.
Niby miałam wszystko, a czułam jakbym nie miała nic.
I pędziłam, każdy dzień mijał ekspresowo.
A ja wciąż goniłam za czymś nawet nie wiedząc za czym.
Aż w końcu życie po raz pierwszyw lutym zmusiło mnie do tego, żeby stanąć.
I stanęłam, ale to tak porządnie.
Przyznam wam szczerze, że chyba jeszcze nigdy tak porządnie nie stanęłam i nie zaczęłam racjonalnie myśleć jak w tamtym momencie.
I wtedy powiedziałam sobie, że to musi być nowy początek, że tak naprawdę właśnie w tym momencie dostałam lekcje od życia i muszę wykorzystać ją do ostatniej sekundy.
Wtedy jeszcze nie do końca to do mnie docierało i chyba ze strachu zaczęłam znowu pędzić, żeby o tym nie myśleć.
Nie trwało to długo, bo nagle nastała kwarantanna i jak nigdy miałam dużo czasu, żeby nad sobą pracować i to, co mnie spotyka zamieniać w lekcję.
Pozornie człowiek może myśleć, że podczas gdy świat stanął, a kwarantanna trwa w najlepsze nic nas nie czeka.
A ja wam mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że kwarantanna może zmienić wszystko.
Bo właśnie, wtedy kiedy najmniej się spodziewamy dzieje się najwięcej.
Pamiętajcie, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
I tylko od nas samych zależy jak to wykorzystamy.
Może tak naprawdę właśnie teraz jest czas, żeby naprawić swoje błędy?
Usiąść i pomyśleć kim jestem i czego chcę od życia.
Żeby opracować pewien plan i się go trzymać.
Żeby wreszcie uczuciom nadać jakiś większy sens i sprawić by były prawdziwe.
Właśnie teraz jest moment żeby zacząć żyć naprawdę i w zgodzie z samym sobą.
Wykorzystaj to!



Jeśli jeszcze nie widziałeś/aś mojego ostatniego wpisu serdecznie Cię zapraszam do nadrobienia zaległości: https://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2020/02/dajemy-z-siebie-wszystko-jednak.html?m=1


czwartek, 20 lutego 2020

„Dajemy z siebie wszystko jednak akumulatory na długo nie wystarczają, musimy się dopasować a przy tym pozostać sobą..”

Życie to teatr, w którym człowiek codziennie odgrywa tysiące ról.
Można powiedzieć, że udawanie w pewnym momencie wchodzi nam w krew i staje się całkiem normalne.
Problem pojawia się wtedy, gdy człowiek nie przestaje grać nawet zamknięty w czterech ścianach.
Dlaczego więc nawet nasze życie zmusza nas do aktorskiej gry?
To proste.
Codziennie tysiące ludzi boryka się z problemami, czy też przeszkodami, jakie los stawia na ich drodze.
W tym przypadku zawsze człowiek słyszy, musisz być silny.
A co jeżeli zbyt długo się nie da?
Jeżeli codzienność przytłacza zbyt bardzo?
No właśnie, przybieramy maski, które łatwiej pokazać światu, bo do tego przywykliśmy.
Czasami, kiedy człowiekowi wydaje się, że nie jest w stanie znieść już więcej, zazwyczaj dzieje się coś, co przekonuje go, że jednak jest w stanie znieść więcej niż mu się wydaje, bo tak został stworzony.
I chociaż po drodze pojawiają się wszelkie nieprawidłowości, to właśnie my mamy moc sprawczą, by się im przeciwstawić.
To trochę przykre, że świat kreuje nas na ludzi sukcesu, którzy w ciągłej pogoni za spełnieniem, niewidzą tego, co właśnie im ucieka.
Lub też widzą, ale są bezsilni wobec danej sytuacji.
Zatem co się wtedy dzieje?
A no właśnie zakładamy maski, wchodzimy na sceny, odgrywamy swoje role.
Gdzieś po drodze gubiąc siebie i zapominając o tym, że to my w tym wszystkim jesteśmy najważniejsi.
Uważam, że w dzisiejszych czasach pokazanie słabości wiąże się z niesamowitą odwagą, na którą stać niewielu.
Czasami ciężko stwierdzić, z czego to wynika.
Ze strachu przed tym, co inni powiedzą, przed brakiem zrozumienia, z potrzeby posiadania świętego spokoju, czy może po prostu udawanie weszło nam tak w nawyk, że ciężko działać inaczej?
Pamiętajcie, że każdy człowiek ma prawo do chwili słabości czy gorszych momentów w życiu.
Najważniejsze jednak jest to, by się nie poddawać i nie wstydzić, wyrażać swoich uczuć.
Jeżeli upadasz nieważne jest to, kiedy wstaniesz, lecz to, w jaki sposób to zrobisz.
Często upadamy tylko dlatego, żeby powstać silniejszymi i dalej do przodu kroczyć z podniesioną głową.
Nie bójcie się mówić o uczuciach, nie bójcie się czuć gorzej, ale nigdy przy tym nie udawajcie.
Udawanie często wyniszcza dużo bardziej niż to z czym aktualnie się borykamy.
Dlatego nie przejmujcie się tym, co ludzie powiedzą, jeśli macie słabszy dzień.
Jeśli coś powiedzą to tylko dlatego, że sami w swoim losie stali się świetnymi aktorami, niezdolnymi do tego, by pokazać swoją słabość.



poniedziałek, 30 grudnia 2019

„Człowiek jest tylko sumą oddechów, więc nie mów mi że jest jakiś sposób.

Kolejny rok dobiega końca i chociaż niby nic nie jest w życiu pewne, ja wiem, że nie ważne jak długo nic do was nie piszę, pod koniec roku i tak tutaj wrócę.
Mimo że dawno nie było wpisu wciąż o was pamiętam, dlatego też dzisiaj przychodzę z nową notką!
Żyje nadzieją, że od nowego roku będzie mnie tutaj więcej dla was.
Na razie lawina „wchodzenia” w „dorosłość” nie zawsze na to pozwala.

Jak co roku ostatnie dni skłaniają mnie do refleksji nad zmianami, które zaszły w przeciągu tych trzystu sześćdziesięciu pięciu dni.
Wiecie, zadziwia mnie to jak wiele może się zmienić w życiu przez jeden rok.
Ile razy człowiek jest w stanie upaść i na nowo podnieść się silniejszy.
Ile razy człowiek może zawieść i zawiedzionym zostać.
Ile razy może uszczęśliwić i uszczęśliwionym zostać.
Chyba nigdy nie przestanie mnie to zaskakiwać.
Wydaje mi się, że nasze życie opiera się jedynie na poszukiwaniu sensu.
Czasami jednak do samego końca jest on ukryty.
I nieważne jak bardzo byśmy chcieli nie jesteśmy w stanie go odnaleźć.
A może jest na wyciągnięcie ręki tylko nie mamy zbyt wiele odwagi, by po niego sięgnąć.
Człowiek jest tylko sumą oddechów, których nie jesteśmy w stanie policzyć.
Coś się pojawia i równie szybko znika.
Słowami naszej noblistki:
Żaden dzień się nie po­wtó­rzy,
nie ma dwóch po­dob­nych nocy".
A my chyba wciąż nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Najczęściej nie przywiązujemy wagi do chwil i momentów w naszym życiu.
Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że co było-nie wróci.
Nie nauczyliśmy się jeszcze do końca, doceniać najdrobniejszych chwil w życiu.
A kto wie może to właśnie one są najcenniejsze.
W tej całej codziennej pogoni tracimy wydaje mi się to, co najważniejsze-samych siebie.
A to rzecz niezwykle ważna, którą niezmiernie trudno jest odzyskać o ile w ogóle się da.
Nie ważne jak źle jest, nieważne jak bardzo przeciwko Tobie obróci się świat.
Jeśli masz prawdziwego siebie, jesteś w stanie przeżyć wszystko.
Jeśli jednak pozwolisz na zatracenie siebie.
Świat będzie bezlitosny i pochłonie Cię w lawinie, w której nie będziesz w stanie się odnaleźć.
Dlatego pamiętajcie, żeby w nowym roku zadbać o siebie.
Dzisiaj przez postęp świata, który nabiera nieprawdopodobnego tempa jest to bardzo trudne.
Nie zdajemy sobie sprawy jak ważne jest to, by nie stracić własnej tożsamości, którą ciężko jest odzyskać o ile w ogóle to możliwe.
Dlatego też w nadchodzącym roku chciałabym życzyć wam, abyście nigdy nie zapominali o sobie, dążąc przy tym do celu z podniesioną głową.
Nie dajcie się kochani!





wtorek, 27 sierpnia 2019

„Pamiętaj, że nadzieja karmi, a nie tuczy..”

W swoim życiu każdy człowiek miewa momenty, podczas których jego życie wywraca się do góry nogami.
Wtedy każdy z nas potrzebuje chwili wytchnienia.
Spojrzenia z dystansem na wszystko co się dzieje.
Czasami żeby czegoś dokonać musimy dojrzeć.
Gdy pędząca karuzela potocznie zwana życiem, kręci się po niebezpiecznym torze, nabieramy obaw.
Tak właśnie jest w życiu każdego z nas. 
Choćbyśmy niewiadomo jak spokojnie żyli i mieli wszystko dokładnie zaplanowane, w końcu przyjdzie moment, że nasze życie wkroczy na tor, z którego odwrotu nie będzie.
Wtedy możemy przejąć ster i spróbować to naprawić albo stanąć z boku i patrzeć, jak nasze życie wymyka nam się spod kontroli.
Czasami zostajemy postawieni w sytuacji bez wyjścia i nasza codzienność nagle ulega zmianie.
Czasami walczymy z codziennością, której nie jesteśmy w stanie pokonać.
I w pewnym momencie życia zadajemy sobie pytanie: „Lepiej żałować, że coś zrobiłem, czy żałować, że nie zrobiłem nic?”.
Szczerze powiedziawszy naprawdę ciężko stwierdzić.
Niby oczywiste jest, że lepiej żałować, że się spróbowało.
Jednak czasami wiąże się z tym więcej bólu niż gdybyśmy odpuścili i po prostu pogodzili się z rzeczywistością.
Powiem wam, że nie dawno znalazłam się w dokładnie takiej sytuacji.
Ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, że każde posunięcie będzie tak samo fatalne w skutkach.
Z tym, że w tym przypadku odpuszczenie wiązało się z oszczędzeniem upokorzeń.
I wiecie to jest taki moment, w którym nastaje konflikt wewnętrzny.
Kiedy serce mówi walcz, a rozum odpuść, głową muru nie przebijesz.
Co w tym najlepsze, w takich momentach człowiek, który nie traci nadziei, po prostu wierzy, że jest tak źle, że gorzej być nie może.
Niespodzianka.
Los ma wtedy inne plany.
Może jest to tylko i wyłącznie rozgrzewka? 
Może każda napotkana na drodze przeszkoda jest tylko prozgrzewką.
Zważając na to, że w konflikcie z samym sobą ciężko stwierdzić, która droga będzie tą odpowiednią, należy iść pod wiatr.
Może i nie wiemy co nas czeka jeśli zaryzykujemy.
Ale może się okazać, że mimo braku upragnionego celu, zyskamy więcej niż nam się wydaje. 
Przede wszystkim doświadczenie dzięki, któremu już nigdy nie popełnimy tych samych błędów, dzięki czemu więcej nie pozwolimy sobie na cierpienie.
Czasami rozpadamy się tylko po to żeby poskładać się na nowo.
A cierpimy tylko po to żeby zaznać odrobiny szczęścia.
Jeśli jednak na czymś nam zależy, chyba warto pożegnać wewnętrzny konflikt, wziąć sprawy w swoje ręce i próbować. 
Z góry nie jest nam pisana porażka, to życie weryfikuje czy zwycięstwo jest nam dane w tym momencie, czy jeszcze musimy chwile poczekać na coś lepszego. 

Wtedy z żalem czy bez, należy zacisnąć zęby i iść przed siebie, udowadniając innym, że jesteśmy niezniszczalni.




czwartek, 6 czerwca 2019

„Ciągle chcemy trochę więcej, życie piękne jak w piosence mieć...”

Są w życiu człowieka sytuacje, w których ciężko jednoznacznie przedstawić wartość wydarzeń. 
Małe porażki czasami przybierają wielkich ran, a te duże czasami nie mają większego znaczenia. 
W tym wszystkim najgorsza jest walka.
Walka, która często nie przynosi żadnego skutku, a już na pewno nie przynosi skutku, którego oczekujemy.  
Są w naszym życiu wydarzenia, na które nie mamy najmniejszego wpływu.
Mimo dobrych chęci i zacięcia. 
Żaden człowiek nie jest w stanie przebić głową muru. 
Teoretycznie mówi się, że zawsze warto walczyć do samego końca.
Najczęściej jednak trochę trudno ocenić, czy nie lepiej odpuścić na starcie. 
Jest jednak ponadczasowa prawda, która mówi, że lepiej jest spróbować i żałować. 
Niż żałować tego, że nie podjęło się jakiegokolwiek działania. 
Ostatnio wśród moich znajomych przeprowadziłam ankietę, w której zapytałam jaką wartość dla nich ma dziesięć procent.
Ot ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że zależy to od wielu aspektów. 
I rzeczywiście tak jest.
Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że dla każdego z nas w zupełnie innym przypadku dziesięć procent może oznaczać wszystko. 
Życie jak wiadomo jest nieprzewidywalne i w zależności od przypadku, dziesięć procent może oznaczać więcej niż dla niejednego pewne sto, które dostaje od życia. 
W ostatnim czasie sama spotkałam się z sytuacją gdzie dostałam tylko, a może i nawet dla mnie aż dziesięć procent szans.
Kiedy jednak wszystko spłonęło na panewce ciągle słyszałam, że przecież to wszystko co aktualnie dzieje się w moim życiu, dzieje się z jakiegoś powodu. 
Który w końcu będę musiała poznać i dzięki temu zrozumiem, dlaczego tak się stało.
Wiecie słysząc od ludzi takie stwierdzenia przyjmowałam postawę buntownika.
Myślałam sobie halo człowieku tracę grunt pod nogami, a moje życie wywraca się do góry nogami mimo planu jaki w sumie miałam ułożony w głowie, a ty mówisz mi, że to dzieje się z jakiegoś powodu, który może kiedyś poznam? 
Halo coś jest chyba nie tak.
Wiecie często ciężko buntownika, który musi mieć wszystko czarno na białym przekonać do przyjęcia postawy, która jest sprzeczna z jego naturą.
Przez co długo myślałam, że coś jest nie tak.
Z perspektywy czasu widzę jednak, że to wszystko co dzieje się w życiu każdego z nas ma ukryty głębszy sens. 
Który jest gdzieś ukryty i nie objawia się nam od razu. 
Co nie oznacza zatem, że jeśli w naszym życiu dzieją się negatywne wydarzenia to nie warto ich naprawiać, tylko czekać na odpowiedź, dlaczego tak się stało.
Jako ludzie niestety mamy tendencje do niszczenia i czekania aż nasze życie samo się naprawi. 
A o wiele ciężej jest nam się zebrać na odwagę żeby działać. 
Ale przecież tak jak pisałam wyżej lepiej jest żałować, że się próbuje niż, że nie robi się nic. 
Może czasami w naszym życiu ścieżki muszą się rozejść do takiego stopnia.
Że gdy ponownie się zejdą, to wtedy właśnie poznamy powód, dla którego tak się stało. 
Pamiętajcie, że zawsze od losu dostajemy za darmo te dziesięć procent. 

Pozostałe dziewięćdziesiąt to już tylko nasze decyzje, walka, praca i serce, które wkładamy do tego żeby coś zmienić, czy osiągnąć. 

piątek, 19 kwietnia 2019

Keine Geschichte wird erzählt nur um die größte zu sein. Vertrau'n wächst in dir, ohne auf andre zu schau'n

Czasami życie człowieka w najmniej oczekiwanym momencie potrafi zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. 
Często zadajemy sobie pytanie: dlaczego jest tak, a nie inaczej, dlaczego nic nie jest takie jakie chcielibyśmy żeby było.
Ciągle jesteśmy stawiani przed wyzwaniami jakie stawia na naszej drodze los.
Z całych sił próbujemy im podołać.
Pytanie jak długo jesteśmy w stanie gonić nasze życie? 
Przecież prawdą jest to, że nasze życie to nieustanna gonitwa.
Gonimy za pieniędzmi, wykształceniem, karierą.
Całe nasze życie to jeden wielki labirynt, a nasze ambicje, to przeszkody jakie przed nami stawia. 
Ciągle goniąc nie mamy chwili na refleksje. 
Na to by na chwile się zatrzymać i zadać sobie podstawowe pytanie dlaczego.
Dlaczego ciągle biegnę, dlaczego mi tak na tym zależy, czy warto?
A może tak jak w swoich dziełach pisał Shakespeare nasze życie to tak naprawdę tylko scena. 
A my jesteśmy aktorami, którzy zakładają maski, odgrywają swoją rolę i z tej sceny schodzą. 
Jednocześnie coś na pewno pisze nasze scenariusze, nie ważne jak pokręcone by nie były. 
W życiu człowieka osią napędową są cele i ambicje.
Które mniej lub bardziej skrupulatnie wyznaczamy. 
Często to właśnie one nadają naszemu życiu sensu. 
Nieraz zadajemy sobie pytanie, czy warto? 
Cały ten zachód i walka ze światem o spełnienie marzeń. 
Skoro na końcu i tak przychodzi koniec. 
Jednak wiecie co?
Warto zawsze, warto!
Jeżeli tylko czujecie, że to co robicie jest właśnie tym, co robić chcecie należy walczyć do samego końca.
Nie ważne co mówią ludzie i jakie są tego skutki. 
Skoro wam na czymś zależy to oznacza tylko, że jest wasze.
Nie ważne jak długa, kręta i pełna przeszkód droga jest do osiągnięcia celu.
W rezultacie żaden zwycięzca na mecie nie myśli o tym co przeżył tylko co osiągnął i co czuł gdy to osiągał. 
A ludzie? 
Oni zawsze będą demotywować i starać się odwieźć nas od zwycięstwa.
Dlaczego? 
Często dlatego, że coś im w życiu najzwyczajniej nie wyszło.
Walczyli, ale się poddali.
W tym momencie przemawia nimi zazdrość.
Ponieważ jako ludzie w sobie wytwarzamy pewną skłonność albo może i nawet strach przed tym, że ktoś może być lepszy niż my.
Komuś może wyjść, a nam nie.
Poczucie własnej wartości zaczynamy uzależniać od tego co nam wychodzi i ile osiągamy.
Zapominamy o tym, że nie liczy się ilość tylko jakość. 
W tych dążeniach jesteśmy mniej lub bardziej wytrwali. 
Czasami okazuje się, że odpuszczamy przed samą metą.
Gdy sukces jest na wyciągnięcie ręki, nagle rezygnujemy. 
Dlatego pamiętajcie nie wolno się poddawać nie ważne jak ciężko jest, kiedyś w końcu musi być lżej.

Natomiast jedno jest pewne, dopóki walczysz jesteś zwycięzcą!