niedziela, 9 sierpnia 2020

„ Wszyscy jednak wiemy dobrze, że słów raz wypowiedzianych nie można cofnąć. Rany się zagoją. Zniszczenia można naprawić. Przebaczenie można otrzymać. Słów nie można wymazać.”

Zauważcie, ile czasu minęło od waszych narodzin do momentu, w którym wypowiedzieliście swoje pierwsze słowo.Każdemu z nas na pewno zajęło, to sporo czasu.                                                 A gdybyście mieli powiedzieć jakie słowa jako pierwsze dzieci wypowiadają najczęściej?

Z całą pewnością do głowy jako pierwsze przyszłyby wam następujące słowa: mama, tata, babcia, dziadek.
Z punktu widzenia języka polskiego są, to wyrazy, które nie są nacechowane pejoratywnie.
To teraz usiądź, przeczytaj, to co chce Ci przekazać, zrozum i zastanów się. 
Czy na co dzień przywiązujesz wagę do słów, które wypowiadasz?
Czy jeśli kierujesz słowa w stosunku do drugiej osoby, zastanawiasz się nad ich wagą i nad tym, czy jeśli usłyszą je od Ciebie będą umieć sobie z nimi poradzić?
No właśnie.
Skoro tak dużo czasu zajęło Ci wypowiedzenie pierwszego słowa w swoim życiu, to dlaczego z taką łatwością przychodzi Ci wypowiadanie tysięcy bezwartościowych, raniących słów przez całe życie?
Słuchajcie, żyjemy w czasach, w których zdecydowanie technologia przysłania nam kontakty międzyludzkie i uczucia.
Mamy coraz mniej czasu.
Jakość słów, które wypowiadamy, piszemy staje się, byle jaka.
Coraz częściej zimne „OK” wysłane SMS-em w biegu staje się powodem odrzucenia kontaktu z drugą osobą.
Zauważcie ile na co dzień drzemie w nas agresji, złości, irytacji czy nawet bezsilności.
Wypowiadamy tysiące słów, które nie mają najmniejszego znacze tym samym przysłaniając wartość tych paru ważnych słów, które podczas całego dnia wypowiadamy stosunkowo rzadko.
Gdy rozmawiamy z drugim człowiekiem, często pytamy: „co tam”, ale czy pytamy o to, bo naprawdę nas, to interesuje, czy po prostu chcemy uśpić w sobie poczucie winy i zapytać dla świętego spokoju, bo odpowiedź i tak zwykle będzie brzmiała: „dobrze”.
Dlaczego coraz rzadziej pytamy drugą osobę o emocje, dlaczego coraz mniej obchodzą nas uczucia?
Opieramy się na rozmowach, które w jakiś sposób istnieją tylko po to, by podtrzymać relacje, a nie po to, żeby uczynić ją prawdziwą.
Coraz częściej oceniamy drugiego człowieka, bez znajomości jego historii.
Kierujemy w jego stronę słowa, których sami nie chcielibyśmy usłyszeć.
Dlaczego więc je kierujemy?
Przecież jako dzieci nie wypowiadaliśmy słów nacechowanych pejoratywnie.
Uczyliśmy się słów, które miały jakąś wartość.
O co więc chodzi?
Właśnie, o to, że kiedy przestajemy być dziećmi, a wchodzimy w fazę dorastania, stajemy przed wyborem, którego sami nie jesteśmy świadomi.
Zatem jaki, to wybór?
Wybieramy, to kim chcemy się stać.
Wybieramy drogę, którą są kontakty międzyludzkie, albo drogę, którą jest kariera.
W końcu zwykle, którego dziecka byście nie zapytali, co chce robić w przyszłości, to zazwyczaj usłyszycie: „karierę”.
I wiecie co gdy już mamy wybór zwykle robimy wszystko na odwrót.
Kiedy widzimy szansę na zaistnienie, na osiągniecie sukcesu, to oczywiście idziemy tą drogą i dążymy do zwycięstwa.
Potem nagle jako ludzie sukcesu budzimy się w pustym łóżku, pokoju, mieszkaniu.
Kiedy osiągamy sukces, wyciągamy telefon i nagle ogarniamy, że nasza lista kontaktów osób, z którymi możemy się tym podzielić, jest pusta.
Wtedy dopiero zaczyna do nas docierać, co po drodze zrobiliśmy źle.
Kiedy mieliśmy przyjaciół, bazowaliśmy na rozmowach podtrzymujących relacje.
Kiedy widzieliśmy osoby, którym w życiu nie powiodło się tak dobrze, jak nam, zwyczajnie je ocenialiśmy albo kierowaliśmy słowa, które sprawiały, że ich szara codzienność stawała się jeszcze bardziej szara, a powód do wstania z łóżka przestawał istnieć.
Czym więc tak naprawdę powinniśmy się kierować w życiu?
Zasadą: najpierw relacje, potem kariera.
Nigdy na odwrót.
Oczywiście prawdziwość tych relacji też na początku powinniśmy ocenić, aby nie obudzić się z niczym.
Bo nagle w pewnym wieku człowiek budzi się i ogarnia, że mimo tego, iż ma wszytko nie ma tak naprawdę nic.
Tak samo jet ze słowami.
Dopiero w pewnym momencie życia poznajemy te pejoratywne słowa, ale na tyle zaczynają być nam bliskie, że tylko nimi potrafimy się posługiwać.
A czy zdajecie sobie sprawę, że ból psychiczny jest o sto razy mocniejszy niż ból fizyczny? Nie?
A może zastanawiacie się jak, to działa.
Dajmy na to zwykły przykład, ktoś was uderzy wiadomo, przez pierwsze sekundy będzie, to ból paraliżujący, ale po tygodniu, czy dwóch nie będzie już po nim śladu i całkowicie zapomnicie, że coś się stało.
Z bólem psychicznym jest natomiast na odwrót, ktoś wam powie coś złego, przez pierwsze momenty zrobicie dobrą minę do złej gry, ale z czasem ból będzie w was narastał.
Do tego będą dochodziły nowe słowa, które przez lata będą się kumulować w was, do tego stopnia, że wasza codzienność będzie na tyle szara, że gdy będziecie szukać powodu, żeby podnieść się z łóżka jedynym powodem będzie praca, która zapewni wam przeżycie, choć i to w tym stanie będzie wam zupełnie obojętne.
Dlatego za każdym razem, jeśli będziesz chciał, kogoś słownie obrazić, czy ocenić, zwłaszcza jeśli go nie znasz, pomyśl.
Pomyśl, że widzisz tylko, to co dana osoba chce, żebyś zobaczył.
Pomyśl, że nie znasz historii tej osoby, a to, co widzisz, to zaledwie 1% tego, co chce Ci pokazać.
I najważniejsze „odwróć piłeczkę” i zastanów się, co byś poczuł, gdybyś był na miejscu tej osoby.
Ja wiem, że świadomość psychologiczna w nas jest wciąż za mała.
Że nie zdajemy sobie sprawy, z pewnych słów, postępowań czy norm, które po prostu są nieetyczne i szkodliwe dla drugiego człowieka.
Możecie mi wierzyć albo nie, ale słowa ranią bardziej niż cokolwiek.
I każdy z nas powinien mieć w sobie pewnego rodzaju świadomość, że słownie również można kogoś tak zranić, że albo przez długi czas nie będzie w stanie się pozbierać, albo nie zrobi tego już nigdy.
Dlatego ważcie słowa, pielęgnujcie relacje i nie zapominajcie o tym, co najważniejsze.



niedziela, 2 sierpnia 2020

„ Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie..”



Całe nasze życie opiera się na dążeniu do perfekcji.
Zazwyczaj chcemy by ludzie postrzegali nas za kogoś więcej.
Za wszelką cenę chcemy pokazać im naszą wartość.
Jaki jest w tym cel?
Każdy człowiek jako istota ludzka skłonny do uczuć chce czuć się po prostu potrzebnym.
Człowiek chce czuć, że komuś na nim zależy i że jego los nie jest obojętny ludziom, których obiera sobie na podróż przez życie.
Kiedy człowiek czuje się samotny zamyka się na świat i wszystko, co go otacza.
Zazwyczaj człowiek nie czuje się samotny przez brak ludzi przy jego boku.
Samotny czuje się przy boku ludzi, którzy sprawiają, że taki jest.
Czasami wydaje się dziwnym, że jako ludzie potrafimy odnosić sukcesy, wspinać się na wyżyny doskonałości, ale jeśli brakuje nam tej iskry, którą jest drugi człowiek świat staje się o wiele bardziej skomplikowany.
Żyjemy w czasach, w których wszystko w świecie zaczyna być chwilowe.
Miłość, przyjaźń czy jakiekolwiek inne więzi oparte na relacji z drugim człowiekiem.
Przestajemy przywiązywać wagę do tego, w jakie relacje wchodzimy i jaką mają one wartość.
Przestajemy się skupiać na wartości, jaką w środku posiada drugi człowiek.
A coraz częściej skupiamy się na wartości portfela drugiej osoby, na markach, jakie nosi i perfumach, którymi się psika.
Dążymy do tego, że świat przejawia się w pewnego rodzaju egoizm.
Coraz mniej marzymy i skupiamy się na przyszłości.
Żyjemy tu i teraz, a relacje budujemy na zasadzie imprez.
Przestajemy zwracać uwagę na to co dana osoba sobą prezentuje, a skupiamy się na tym ile „wlewa” do gardła i jak bardzo jest rozrywkowa.
Oczywiście w życiu wszystko trzeba dobrze wypośrodkować, ale coraz częściej smutek i tęsknotę za posiadaniem prawdziwej relacji odreagowujemy, dobierając sobie chwilowych ludzi, których w większości przypadków nawet nie interesujemy.
W dobie dwudziestego pierwszego wieku po prostu się pogubiliśmy i często stoimy w miejscu nie wiedząc co dalej zrobić.
W tej całej pogoni, o to, by być na topie czasami się zatrzymajmy i pomyślmy.
Czy chociaż raz w tygodniu udaje nam się zrobić coś dla siebie?
Czy chociaż raz na jakiś czas robimy coś dla samorozwoju?
Ile razy świat zaczyna ważyć dla nas tak wiele, że nie jesteśmy w stanie go udźwignąć?
Czy regularnie słuchamy siebie i robimy chociaż jedną rzecz, którą pragniemy zrobić?
Życie jest sumą oddechów, marzeń, pragnień i celów, które w nas żyją.
Dlaczego więc tak bardzo tłumimy je w sobie i nie chcemy im dać zbudować nas na nowo?
Czasami, gdy w naszym życiu pojawiają się problemy, gubimy się i działamy wbrew sobie.
Są takie momenty, kiedy dostajemy od życia takiego kopa, że nic nie ma dla nas już większego sensu.
Ale nie ma go tylko, dlatego, że pozwalamy sobie wpaść w taki dół, z którego czasami bez pomocy drugiej osoby nie jesteśmy w stanie wyjść.
Albo po prostu przyzwyczajamy się do porażki i uczymy się z nią żyć.
Nie o to tutaj chodzi.
Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełniać różnorakie błędy, mamy prawo do zwątpienia, mamy prawo mieć zły humor i czuć się źle.
Jednak nikt nie ma prawa oceniać nas przez pryzmat danej sytuacji, nikt nie ma prawa zabronić nam chwili słabości.
Każdy z nas ma prawo do chwili słabości, ale najważniejsze jest, to by ta słabość nie stała się naszą codziennością.
I byśmy nie nauczyli się z nią żyć.
Powiem wam, że ostatnio w moim życiu wydarzyło się tak wiele, że w pewnym momencie zaczynałam po prostu żyć ze swoją słabością.
Wydawało mi się, że tak po prostu musi być i nie da się zrobić nic innego.
Wtedy na mojej drodze pojawiła się niesamowita kobieta, która uświadomiła mi, że jeśli teraz upadłam, to będę wstanie podnieść się silniejsza.
Powiedziała mi słuchaj nie uważasz, że jeśli los zamyka Ci drzwi, to oznacza, że zostawia Ci otwarte okno?
Czasami musisz pozwolić sobie zrobić krok w tył, by zrobić dwa kroki do przodu.
I wiecie, co w tym wszystkim było dla mnie najważniejsze?
To, że mogłam się z kimś podzielić swoimi błędami, a ta osoba nie oceniała tylko słuchała i dała siłę do tego, żeby się podnieść, a jednocześnie obudziła we mnie nową pasję i sprawiła, że na mojej drodze pojawiły się nowe cele i marzenia.
Myślę, że to właśnie jako ludzie doceniamy najbardziej, kiedy osoba, której zaufamy zwyczajnie nas nie ocenia, a potrafi sprawić, że nadzieja odżywa w nas na nowo.
Wiem, że jako ludzie mamy taki temperament, że denerwujemy się na drugą osobę, kiedy wpadamy w dół, a druga osoba słowami próbuje nam pomóc, wtedy często uważamy, że to tylko puste słowa bez wartości.
Ale wiecie co?
Nie powinniśmy do tego podchodzić tak krytycznie, bo musimy mieć na uwadze, że często drugiemu człowiekowi bardzo ciężko wczuć się w naszą sytuację, jeśli nie przechodził, przez to, co my.
I czasami dobre słowo i obecność, to wszystko, co dana osoba jest w stanie dla nas zrobić.
Dlatego nie powinniśmy zbyt wiele wymagać od drugiej osoby.
Bo czasami, to co robi, to wszystko, co jest w stanie zrobić dla nas.
Wiadomo, że choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo chcieli nie jesteśmy w stanie wczuć się w czyjąś sytuację, a tym bardziej wziąć jej cierpienia na siebie.
Wiadomo, że tego też musimy się nauczyć, bo nie zawsze przychodzi nam, to łatwo, ale będąc wyrozumiałym dla siebie, musimy być także wyrozumiali, dla innych.
Pamiętajcie o tym, że nie ważne jak źle jest w danym momencie, to tylko moment, który prędzej, czy później minie.
Jeśli jest, źle pozwólmy sobie na chwile słabości, ale nie oszukujmy siebie i innych, że jest dobrze, bo o ile kogoś oszukamy, to samych siebie nie uda nam się oszukać.
A często kluczem do wewnętrznego spokoju i szczęścia jest szczera rozmowa.
Później pozostaje już tylko znalezienie czegoś, co pomoże nam na nowo wziąć rozbieg.



niedziela, 14 czerwca 2020

„Bez Twojego pozwolenia nikt nie może sprawić, że poczujesz się gorszy...”

W dzisiejszych czasach z pewnością siebie bywa bardzo różnie. Niektórzy od początku swojego istnienia ją mają, innym jej brakuje. Co więc z tymi, którym jej brak?
Zazwyczaj brakuje im odwagi do realizowania swoich marzeń i obierania celów, ponieważ oglądają się za siebie jednocześnie, bojąc się opinii innych ludzi.
To przykre, że żyjemy w czasach, w których opinia innych ludzi ma bardzo duży wpływ na naszą psychikę i chęć samorealizacji.
Wszystko zależy także od psychiki.
Są osoby, którym opinia ludzi, jest kompletnie obojętna, dzięki czemu zawzięcie, dążą do obranego sobie celu.
Inni natomiast z obawy przed opinią innych i paraliżującym strachem ciągle będą stać w miejscu.
Pewność siebie powinna być budowana w nas od najmłodszych lat.
I tutaj pojawia się problem.
Większość naszej drogi, podczas której budujemy pewność siebie stanowi szkoła.
Tutaj jednak temat jest o tyle trudny, że wśród tylu różnych osobowości bardzo trudno się odnaleźć.
Mnie samej bardzo trudno było się odnaleźć w szkole, przez co byłam niepewna siebie i brakowało mi odwagi do realizacji.
Od najmłodszych lat zawsze pasjonowałam się muzyką, ale odkąd pamiętam miałam bardzo duże problemy z występami publicznymi.
Kochałam śpiewać, kiedyś to było można powiedzieć całe moje życie.
Pamiętam, że w 5 klasie podstawówki ktoś uwierzył we mnie na tyle, że udało mi się przezwyciężyć strach i z ogromnym stresem wyszłam na scenę i zaśpiewałam.
Pamiętam, to jak dziś.
Pierwsze momenty i ogromny stres, ale później jakoś, to płynęło, bo kochałam ten stan i wiedziałam, że są osoby, które naprawdę wierzą, że może mi się udać. A ja tylko na scenie w stu procentach byłam w stanie poczuć się sobą.
Jednak przez cały ten okres sama z siebie nie potrafiłam wyjść i zaśpiewać.
Zawsze w głowie miałam to, że mogą się ze mnie śmiać, że mój głos jest brzydki, że zaśpiewam nieczysto albo po prostu mi nie wyjdzie.
Na scenę zawsze wychodziłam, bo czułam czyjeś wsparcie, bo czułam, że ktoś jest w stanie uwierzyć we mnie, kiedy ja sama nie mogę tego zrobić.
Potem przyszło gimnazjum i sytuacja analogicznie była podobna tylko wtedy na mojej drodze pojawił się niemiecki.
Teoretycznie pasja, która nie wymaga wystąpień publicznych, a nawet przecież nikt nie może mnie za taką, a nie inną, pasje krytykować.
Przynajmniej wtedy mi się tak wydawało, jak się szybko okazało mój tok rozumowania był błędny.
A ludzie byli różni.
Myślę, że każdy z was zdaje sobie sprawę jak wiele złego opinia innych może zdziałać.
Zwłaszcza w szkole.
Przykładowo zawsze każdy dziwił się, że o wiele bardziej wolę niemiecki, a do angielskiego nie potrafię się przekonać.
U mnie wyglądało to tak, że wszystko zawsze brałam do siebie.
Wiecie tutaj, że mam nieładny akcent albo na starcie dla wielu ludzi moja pasja do niemieckiego wykluczała znajomość angielskiego na jakimkolwiek poziomie.
Mimo że, pamiętam okres w swoim życiu kiedy, to właśnie angielski grał w nim główną rolę.
Później przez brak wiary w siebie zamykałam się do tego stopnia, że na językach zawsze siedziałam cicho i gdybym tylko mogła, to stałabym się niewidzialna.
Tylko po to, żebym nie musiała przeczytać żadnego zadania czy odezwać się po niemiecku lub angielsku, żeby nikt nie usłyszał mojego akcentu.
Zwłaszcza kiedy widziałam, że wśród mnie było tyle świetnych osób z języków, a ja wiedziałam, że do tak owych się nie zaliczałam.
Dlatego każda nauka angielskiego była dla mnie katorgą i trwała w nieskończoność wiążąc się jednocześnie z pewnego rodzaju strachem.
Niemieckiego uczyłam się z przyjemnością, ale tylko dlatego, że na poziomie gimnazjum ktoś bardzo mocno we mnie uwierzył i pozwolił rozwinąć mi skrzydła, dzięki czemu mogłam się w tym rozwinąć i zawsze w chwilach zwątpienia wiedziałam, że jest ktoś kto wierzy, że mi się uda.
Potem przyszło liceum.
Które do tej pory jest pewnego rodzaju niewyjaśnionym etapem w moim życiu, którego nigdy nie zrozumiem.
Pamiętam, że pierwsze miesiące w liceum, to był dla mnie istny kosmos, ale tylko przez to, że nie potrafiłam się odnaleźć.
Przez to, że ciągle zastanawiałam się, czy wypadnę dobrze na tle innych.
Pierwsze miesiące w liceum mijały mi na zastanawianiu się co ja tutaj tak naprawdę robię.
Czas mnie mocno identyfikował.
Niby byłam w liceum, w którym chciałam być, ale nie wiedziałam za bardzo po co.
Cały czas próbowałam się odnaleźć i miałam istny mętlik w głowie.
Byłam niepewna i zestresowana.
Pamiętam, że wtedy bardzo mocno myślałam nad przeniesieniem się do technikum, ale wiedziałam, że tam też nie potrafiłabym się odnaleźć i byłoby to zamiatanie problemu pod dywan.
Zwłaszcza że nigdy nie byłam jakoś szczególnie ukierunkowana pod dany zawód.
Dlatego też przecież poszłam do liceum.
Liceum zrodziło we mnie nowe wątpliwości.
Kiedy wybierałam rozszerzenia miałam teoretycznie wolną rękę, a mimo to byłam pewna tylko jednego.
Język polski, tak to był jedyny przedmiot, który mógł być ze mną zawsze i na zawsze.
Może to przez to, że ja zawsze kochałam pisać, kiedy tylko na lekcji dostawałam kartkę i długopis mogłam pisać w nieskończoność.
Zawsze totalnie się wyłączałam i mogłam tak pisać i pisać, ponieważ w tym czułam całkowite spełnienie.
Jednak to dopiero liceum nauczyło mnie walki o siebie w wielkim świecie.
W liceum dopiero zrozumiałam, że żeby coś osiągnąć, trzeba wierzyć w siebie, ponieważ jeśli ja w siebie nie uwierzę nikt inny za mnie tego nie zrobi.
Dopiero liceum uświadomiło mi, że to, kim będę zależy tylko ode mnie, że niczyja opinia nie ma na to nawet najmniejszego wpływu.
Wcześniej myślałam w kategorii, że test predyspozycji zawodowych będzie miał ogromny wpływ na moje życie.
I nawet przez chwile tak było.
Pamiętam, że ludzi zawsze się rozgraniczało na humanistów i ścisłowców, co też z jednej strony wydaje się dość krzywdzące.
Pamiętam, że po zrobieniu paru testów nie dowiedziałam się niczego wiążącego jedynie tego, że nie da się mnie jednoznacznie przyporządkować do danej grupy, bo do każdej w jakimś stopniu pasuje i tak naprawdę, to chyba jestem jakaś dziwna.
Wtedy pomyślałam sobie.
Serio? Naprawdę?
Naprawdę jakiś test ma być wiążący, z tym do jakiej „grupy” ludzi można mnie zaliczyć?
Że matematykiem nie będę to wiedziałam chyba od zawsze, zresztą tak też każdy mi powtarzał.
Jakoś nigdy nie było mi po drodze z matmą i zwykle raczej od niej uciekałam. Co najlepsze liceum bardzo pod tym kątem mnie zidentyfikowało i tak też trafiłam na rozszerzenie właśnie z matematyki.
To był moment w moim życiu, kiedy osiągnęłam wewnętrzny bunt. Stwierdziłam, że ze swoimi demonami trzeba walczyć, a nie dawać im wygrać. Wtedy wbrew wszystkiemu i wszystkim postanowiłam, że pójdę na rozszerzenie z matmy i stawie jej czoła.
Mimo że, wcześniejsze moje plany odnośnie do rozszerzenia były zupełnie inne, ale kiedy już nie miałam wyboru zbyt wielkiego pomyślałam, że może właśnie, to jest znak, że wszystkim udowodnię, że się mylą i jednak sobie poradzę.
Życie jak to życie bardzo szybko zidentyfikowało mnie, ale mimo wszystko dzięki temu poznałam naprawdę wspaniałych ludzi z pasją, od których wiele się nauczyłam i których bardzo podziwiam.
Jak to mówią, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
A uważam, że naprawdę warto wszelkim przeszkodom stawiać czoła nie uciekając od nich bo, to dzięki nim stajemy się silniejsi.
Dopiero liceum nauczyło mnie wiary w siebie i swoje możliwości, uświadamiając jednocześnie, że jeżeli sama w siebie nie uwierzę nikt inny tego za mnie nie zrobi.
Może teraz zastanawiacie się co chce wam przekazać tym wpisem, ale właśnie na podstawie mojej historii chcę wam powiedzieć, że wiara w siebie i w swoje możliwości jest ogromnie ważna.
Musicie mieć świadomość tego, że bez wiary w siebie i swoje możliwości będziecie stać w miejscu.
Pamiętajcie, że opinia innych ludzi nie jest wiążąca dla waszego życia. Najważniejsze jest to żebyście dążyli do celu, szli przed siebie, spełniali się i realizowali wszystko, to co zrealizować chcecie.
Nie oglądajcie się za siebie na innych ludzi, liczy się tylko to co wy czujecie i chcecie osiągnąć.
Jeśli całe życie powtarzają Ci, że nie będziesz matematykiem, a chcesz nim być, to nim zostań. Twoje życie zależy tylko od Ciebie. Jeżeli powtarzają Ci, że brzydko śpiewasz, a chcesz, to robić, to nie zważaj na opinie innych pamiętając jednocześnie, że trening czyni mistrza.
Kierując się moim przykładem mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie wszystkie te lepsze i te gorsze etapy w życiu, które przeżyłam dziś nie wiedziałabym tak wiele.
Przede wszystkim nie wiedziałabym, że najważniejsza jest wiara w siebie.
Bo jeśli ją masz jesteś w stanie stawić czoła każdej przeszkodzie jaką tylko spotkasz na swojej drodze.
W tym wszystkim nie zamykajmy się jednak na dobrych doradców i dobrą krytykę.
Krytyka jest w naszym życiu bardzo ważna o ile jest ona konstruktywna i uzasadniona oraz adekwatna do danej sytuacji i oczywiście, jeśli nie płynie z czystej zazdrości.
Dzięki niej często możemy stawać się lepsi i czyimś okiem widzieć błędy, których sami nie jesteśmy w stanie wyłapać.
Pamiętaj, jeśli ty w siebie nie uwierzysz, nikt inny tego za Ciebie nie zrobi! 💪🏻

„Jeśli usłyszysz wewnątrz siebie głos mówiący: „nie możesz malować”, to za wszelką cenę maluj, a ten głos ucichnie..” 
~ Vincent Van Gogh 



niedziela, 3 maja 2020

„ Sztuka życia polega mniej na eliminowaniu naszych problemów, a bardziej na rozwijaniu się dzięki nim..”

Za każdym razem, pisząc dla was wpis obiecuje sobie, że tym razem będę systematyczna, następnie budzę się po czasie i dochodzi do mnie, że kolejny raz nic z tego.
Zazwyczaj wpisów nie ma, bo jestem tak zabiegana, że nie mam czasu usiąść i pomyśleć, a teraz w dobie pandemii, kiedy mam go aż za dość czasami wpatruje się godzinami w sufit i myślę co tak naprawdę napisać, żeby dać wam trochę wytchnienia.
W dobie pandemii świat nagle stanął, a my razem z nim.
Zapewne dla wielu z was, którzy byli w ciągłym biegu szokiem jest to jak nagle wasze życie zwolniło.
Kiedy zostałam zamknięta w czterech ścianach zaczęło wydawać mi się dziwne przebywanie w domu, który na co dzień był tylko miejscem, w którym spałam.
Wiecie na ten rok miałam ambitny plan robienia wszystkiego na sto procent.
Jak zwykle moje ambicje trochę mnie przerosły i z braku czasu wejście w moment, gdzie mam go aż zadość stało się czymś zwyczajnie nieoczywistym.
Każdy dzień mijał mi w takim tempie, że nawet nie wiedziałam kiedy.
Moje życie toczyło się od szkoły do jednej pracy potem do drugiej pracy, na trening, na zajęcia i nawet nie wiedziałam, kiedy nagle nastał marzec.
Nagle moja codzienność zmieniła się o 180 stopni, najgorszym momentem dla mnie nie było o tyle zamknięcie szkół co brak interakcji na korkach z moimi uczniami dzięki, którym tydzień po tygodniu rozwijałam się ze zdwojoną siłą.
Nagle brak niemieckiego z nimi stał się katorgą.
Zresztą każdy z nas odcięty od tego, co kocha myślę, że poczuł to samo.
Nagle budzimy się w nowej rzeczywistości.
Domy, w których tylko spaliśmy są naszym azylem.
Nagle zaczynamy poświęcać czas rodzinie na co nie mieliśmy nigdy czasu.
Teraz tak naprawdę się poznajemy.
A jak jest z miłością podczas zarazy?
Myślę, że dla wielu to moment pewnego rodzaju sprawdzianu.
Dla jednych miłość na odległość.
Dla drugich miłość 24/h.

Może tak naprawdę w tym momencie zdajemy sobie sprawę jak silne jest nasze uczucie.
Normalnie na co dzień pewnie nie przywiązujemy wagi do tego z kim żyjemy.
Nie zdajemy sobie sprawy czym są uczucia, którymi darzymy drugą osobę i jaką w ogóle mają wartość.
Być może teraz dopiero widzisz z kim tak naprawdę dzielisz swoje życie.
Być może teraz zalewa Cię fala wątpliwości albo wręcz przeciwnie czujesz, że to było właśnie, to co być powinno.
Być może nigdy wcześniej nie mieliście okazji poznać siebie w stu procentach, a teraz ją macie.
Żyjemy w czasach, w których wszystko jest chwilowe.
Tylko dlatego, że my jako takie to postrzegamy.
Miłość, przyjaźń, rodzina.
W pewnym momencie życia być może patrzyłeś na wszystko przez pryzmat pieniędzy.
Może to właśnie pieniądze napędzały Cię do życia.
Nie uczucia, nie wartości.
A być może wartość dla Ciebie miały tylko rzeczy materialne.
Będąc w ciągłym biegu czułam, że ciągle mi czegoś brakuje.
Niby miałam wszystko, a czułam jakbym nie miała nic.
I pędziłam, każdy dzień mijał ekspresowo.
A ja wciąż goniłam za czymś nawet nie wiedząc za czym.
Aż w końcu życie po raz pierwszyw lutym zmusiło mnie do tego, żeby stanąć.
I stanęłam, ale to tak porządnie.
Przyznam wam szczerze, że chyba jeszcze nigdy tak porządnie nie stanęłam i nie zaczęłam racjonalnie myśleć jak w tamtym momencie.
I wtedy powiedziałam sobie, że to musi być nowy początek, że tak naprawdę właśnie w tym momencie dostałam lekcje od życia i muszę wykorzystać ją do ostatniej sekundy.
Wtedy jeszcze nie do końca to do mnie docierało i chyba ze strachu zaczęłam znowu pędzić, żeby o tym nie myśleć.
Nie trwało to długo, bo nagle nastała kwarantanna i jak nigdy miałam dużo czasu, żeby nad sobą pracować i to, co mnie spotyka zamieniać w lekcję.
Pozornie człowiek może myśleć, że podczas gdy świat stanął, a kwarantanna trwa w najlepsze nic nas nie czeka.
A ja wam mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że kwarantanna może zmienić wszystko.
Bo właśnie, wtedy kiedy najmniej się spodziewamy dzieje się najwięcej.
Pamiętajcie, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
I tylko od nas samych zależy jak to wykorzystamy.
Może tak naprawdę właśnie teraz jest czas, żeby naprawić swoje błędy?
Usiąść i pomyśleć kim jestem i czego chcę od życia.
Żeby opracować pewien plan i się go trzymać.
Żeby wreszcie uczuciom nadać jakiś większy sens i sprawić by były prawdziwe.
Właśnie teraz jest moment żeby zacząć żyć naprawdę i w zgodzie z samym sobą.
Wykorzystaj to!



Jeśli jeszcze nie widziałeś/aś mojego ostatniego wpisu serdecznie Cię zapraszam do nadrobienia zaległości: https://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2020/02/dajemy-z-siebie-wszystko-jednak.html?m=1


czwartek, 20 lutego 2020

„Dajemy z siebie wszystko jednak akumulatory na długo nie wystarczają, musimy się dopasować a przy tym pozostać sobą..”

Życie to teatr, w którym człowiek codziennie odgrywa tysiące ról.
Można powiedzieć, że udawanie w pewnym momencie wchodzi nam w krew i staje się całkiem normalne.
Problem pojawia się wtedy, gdy człowiek nie przestaje grać nawet zamknięty w czterech ścianach.
Dlaczego więc nawet nasze życie zmusza nas do aktorskiej gry?
To proste.
Codziennie tysiące ludzi boryka się z problemami, czy też przeszkodami, jakie los stawia na ich drodze.
W tym przypadku zawsze człowiek słyszy, musisz być silny.
A co jeżeli zbyt długo się nie da?
Jeżeli codzienność przytłacza zbyt bardzo?
No właśnie, przybieramy maski, które łatwiej pokazać światu, bo do tego przywykliśmy.
Czasami, kiedy człowiekowi wydaje się, że nie jest w stanie znieść już więcej, zazwyczaj dzieje się coś, co przekonuje go, że jednak jest w stanie znieść więcej niż mu się wydaje, bo tak został stworzony.
I chociaż po drodze pojawiają się wszelkie nieprawidłowości, to właśnie my mamy moc sprawczą, by się im przeciwstawić.
To trochę przykre, że świat kreuje nas na ludzi sukcesu, którzy w ciągłej pogoni za spełnieniem, niewidzą tego, co właśnie im ucieka.
Lub też widzą, ale są bezsilni wobec danej sytuacji.
Zatem co się wtedy dzieje?
A no właśnie zakładamy maski, wchodzimy na sceny, odgrywamy swoje role.
Gdzieś po drodze gubiąc siebie i zapominając o tym, że to my w tym wszystkim jesteśmy najważniejsi.
Uważam, że w dzisiejszych czasach pokazanie słabości wiąże się z niesamowitą odwagą, na którą stać niewielu.
Czasami ciężko stwierdzić, z czego to wynika.
Ze strachu przed tym, co inni powiedzą, przed brakiem zrozumienia, z potrzeby posiadania świętego spokoju, czy może po prostu udawanie weszło nam tak w nawyk, że ciężko działać inaczej?
Pamiętajcie, że każdy człowiek ma prawo do chwili słabości czy gorszych momentów w życiu.
Najważniejsze jednak jest to, by się nie poddawać i nie wstydzić, wyrażać swoich uczuć.
Jeżeli upadasz nieważne jest to, kiedy wstaniesz, lecz to, w jaki sposób to zrobisz.
Często upadamy tylko dlatego, żeby powstać silniejszymi i dalej do przodu kroczyć z podniesioną głową.
Nie bójcie się mówić o uczuciach, nie bójcie się czuć gorzej, ale nigdy przy tym nie udawajcie.
Udawanie często wyniszcza dużo bardziej niż to z czym aktualnie się borykamy.
Dlatego nie przejmujcie się tym, co ludzie powiedzą, jeśli macie słabszy dzień.
Jeśli coś powiedzą to tylko dlatego, że sami w swoim losie stali się świetnymi aktorami, niezdolnymi do tego, by pokazać swoją słabość.