Nastała wiosna.
Połowa kwietnia już za nami, a w moim sercu dalej zima.
Jakoś lubię tę porę roku, dlatego nie przeszkadzałby mi fakt gdyby trwała dłużej.
Nie mogę uwierzyć, że czas płynie tak szybko.
Rok szkolny niedawno się zaczynał a za dwa miesiące już się skończy.
Ostatnio ciągle zabieram się do napisania czegoś sensownego.
Jednak, kiedy zacznę już coś pisać albo to usuwam, albo w ogóle nie publikuje.
Mam jednak nadzieję, że uda mi się to nadrobić teraz, gdy mam tydzień upragnionego wolnego.
Z jednej strony pociesza mnie fakt, że już niedługo wakacje, a z drugiej zasmuca, ponieważ wakacje kojarzą mi się zwykle z dwu miesięcznym nic nie robieniem.
Jest to taki przestój, którego nie lubię, ponieważ jestem osobą, która nieustannie musi coś robić.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad upływającym czasem.
W końcu jesteśmy ludźmi, którzy nieustannie dążą do jakiegoś celu. W tej całej pogoni często zapominamy o samych sobie jak i o osobach nam bliskim.
Nie zdajemy sobie sprawy, że czasami dążąc do czegoś ranimy innych, ponieważ robimy to ich kosztem.
Zastanawiam się, czy posiadanie rzeczy materialnych, osiąganie wysokich stanowisk jest warte poświęcania swojego życia prywatnego.
Czas w końcu nie stoi w miejscu, nieustannie biegnie do przodu nie dając nam chwili na to by się zatrzymać.
Ostatnio, kiedy miałam jeden z cięższych dni w szkole stwierdziłam, że spacer jest najlepszym sposobem na odreagowanie.
I kiedy tak pierwszy raz od dwóch lat wyszłam na spacer dopiero zauważyłam jak wiele się zmieniło w otaczającym mnie środowisku.
Zaczęłam się zastanawiać jak to jest możliwe przecież codziennie pokonuje tą samą drogę, kiedy idę do szkoły i kiedy z niej wracam.
Wtedy pomyślałam, że pora coś zmienić.
Teraz widzę, że zupełnie inaczej jest wyjść tak po prostu na spacer niż codziennie w pośpiechu z książką lub zeszytem, czy notatkami w telefonie przemierzać tą samą drogę.
W tej całej pogoni najgorszy jest fakt, że człowiek sam przyczynia się do tego jak wyglada jego życie.
Jeśli żyjemy w biegu goniąc to co teoretycznie jest dla nas "najważniejsze" przelatujemy przez życie nawet nie wiedząc co działo się po drodze.
Zajęci osiąganiem sukcesów, zdobywaniem pieniędzy nawet nie zauważymy, kiedy nadejdzie nasz koniec.
Wydaje mi się, że ta cała gonitwa jest zbędna.
Jak powiedział Albert Einstein:
"Najpierw postaraj się być wartościowym człowiekiem. Sukces nadejdzie sam."
Wydaje mi się, że kiedy zaczniemy być po prostu ludźmi nie będziemy musieli odnosić sukcesów, ponieważ największym sukcesem będzie to, że dla człowieka, człowiek jest człowiekiem.
Pamiętajcie, że życie to nie sport, w którym musicie być najlepsi.
Każdy z nas tutaj jest po coś.
Mamy jakiś cel, który musimy osiągnąć.
Pamietajmy jednak, że jesteśmy tylko ludźmi, którzy na dłuższą metę przy stawianych sobie poprzeczkach mogą długo nie pociągnąć.
"Posiadanie mózgu jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym do tego by być osobą myślącą"
środa, 19 kwietnia 2017
wtorek, 28 lutego 2017
Polichrom i wolontariat czyli to co dobre.
Ostatnio mnie tutaj coraz mniej.
Trochę tęsknię za beztroskimi wakacjami, kiedy w każdym momencie mogłam do was napisać.
Teraz, mimo że wydarzeń oraz przemyśleń, którymi chciałabym się z wami podzielić jest dużo to niestety, ale coraz częściej brakuje mi na to czasu.
Zauważyłam, że ostatnio żyje od weekendu do weekendu, ale przyznam się wam szczerze, że nie narzekam, ponieważ te tygodnie w szkole są dla mnie, jak najbardziej udane.
Dzisiaj jednak nie o tym!
Mimo że, jestem tutaj tylko na chwilę mam nadzieję, że zaciekawi was mój wpis.
Zawsze jak dzieje się u mnie coś naprawdę dobrego od razu mam ochotę wam o tym napisać.
Dzisiaj też jest taki dzień!
Dlaczego?
Otóż piszę do was świeżo po warsztatach odważę się użyć nawet sformułowania niesamowitych warsztatach.
Wielokrotnie mogliście przeczytać u mnie na blogu o polichromie, o którym wspominałam wam także w podsumowaniu roku.
Zawszę jak się już w coś wkręcam to robię, to na sto procent.
Nie zawsze może przynosi to efekty, ale w większości przypadków naprawdę warto.
Uczestnicząc już drugi rok w polichromie na każdym kroku jestem miło zaskoczona co daje mi
dużo chęci do działania.
Jak już może wiecie, może nie polichrom to gra dla szkolnych klubów wolontariatu ze śląska.
Dzisiaj miałam przyjemność być w Katowicach i uczestniczyć w warsztatach dla wolontariuszy polichromu.
Na początku byłam trochę nie pewna, ponieważ szczerze powiedziawszy bałam się tego co mnie tam spotka zwłaszcza, kiedy każda z nas dostała zupełnie inny kolor identyfikatora.
Po kilku minutach jednak nie pożałowałam.
Okazało się bowiem, że kolory mówiły o tym do jakiej grupy jesteśmy przydzieleni.
Na początku zastanawiałam się, jak to będzie w grupie z zupełnie obcymi osobami
w końcu nie wiem nawet jak z nimi rozmawiać.
Ku mojemu zaskoczeniu trafiłam do grupy, która w zaledwie kilka sekund okazała się bardzo zintegrowana mimo tego, że każdy z nas był sobie zupełnie obcy.
W rezultacie nie tylko nauczyłam się wielu rzeczy, ale i poznałam naprawdę świetnych ludzi, którzy tak jak, ja na co dzień są zwykłymi nastolatkami.
Dzięki tym warsztatom miałam szansę wymienić się wieloma ciekawymi spostrzeżeniami z członkami grupy, do której należałam, jak i mogłam podzielić się swoją refleksją dotyczącą polichromu.
W grupie miałyśmy szansę "na świeżo" wymienić się ze sobą swoimi doświadczeniami.
Opowiadałyśmy sobie między innymi o akcjach, które udało nam się przeprowadzić do tej pory w swoich szkołach, jak i o tym jakie akcje planujemy jeszcze przeprowadzić.
Jadąc do Katowic na te warsztaty gdzieś w środku skrywałam taki niepokój, czy rzeczywiście szkoły będą chętne do wspólnej integracji, czy też nie potraktują tego ściśle jako gry.
Każda ze szkół chce wykazać się kreatywnością pokazując swoimi działaniami, że bardzo dobrze pomaga innym.
Sama, kiedy zaczynałam swoją "przygodę" z polichromem myślałam, że głównie chodzi o to, żeby swoimi działaniami zdobyć jak największą ilość punktów.
Jednak, kiedy w polichrom wkręciłam się już na maksa zrozumiałam, że tutaj liczy się coś więcej.
W końcu polichrom w formie wolontariatu niesie naprawdę wiele dobrego.
Wolontariat po czasie staje się stylem życia, a nic tak nie wzbudza chęci do działania, jak zapał innych osób.
Pamiętam jak w pewnym czasie w tamtym roku polichrom stał się dla mnie taką codziennością.
Z niecierpliwością wyczekiwałam tasków, czy zadań byle tylko mieć możliwość do działania.
Potem niestety nadszedł koniec, kiedy druga edycja została zakończona oficjalną galą.
Po gali poczułam pustkę bo wiedziałam, że to co dobre się skończyło.
Dlatego w tym roku szkolnym byłam niezmiernie szczęśliwa, kiedy dowiedziałam się, że jesteśmy w trzeciej edycji i znowu będziemy mogli działać.
Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wiele do życia może wnieść wolontariat bo przecież pomoc jest piękna szczególnie ta niesiona prosto od serca.
Trochę tęsknię za beztroskimi wakacjami, kiedy w każdym momencie mogłam do was napisać.
Teraz, mimo że wydarzeń oraz przemyśleń, którymi chciałabym się z wami podzielić jest dużo to niestety, ale coraz częściej brakuje mi na to czasu.
Zauważyłam, że ostatnio żyje od weekendu do weekendu, ale przyznam się wam szczerze, że nie narzekam, ponieważ te tygodnie w szkole są dla mnie, jak najbardziej udane.
Dzisiaj jednak nie o tym!
Mimo że, jestem tutaj tylko na chwilę mam nadzieję, że zaciekawi was mój wpis.
Zawsze jak dzieje się u mnie coś naprawdę dobrego od razu mam ochotę wam o tym napisać.
Dzisiaj też jest taki dzień!
Dlaczego?
Otóż piszę do was świeżo po warsztatach odważę się użyć nawet sformułowania niesamowitych warsztatach.
Wielokrotnie mogliście przeczytać u mnie na blogu o polichromie, o którym wspominałam wam także w podsumowaniu roku.
Zawszę jak się już w coś wkręcam to robię, to na sto procent.
Nie zawsze może przynosi to efekty, ale w większości przypadków naprawdę warto.
Uczestnicząc już drugi rok w polichromie na każdym kroku jestem miło zaskoczona co daje mi
dużo chęci do działania.
Jak już może wiecie, może nie polichrom to gra dla szkolnych klubów wolontariatu ze śląska.
Dzisiaj miałam przyjemność być w Katowicach i uczestniczyć w warsztatach dla wolontariuszy polichromu.
Na początku byłam trochę nie pewna, ponieważ szczerze powiedziawszy bałam się tego co mnie tam spotka zwłaszcza, kiedy każda z nas dostała zupełnie inny kolor identyfikatora.
Po kilku minutach jednak nie pożałowałam.
Okazało się bowiem, że kolory mówiły o tym do jakiej grupy jesteśmy przydzieleni.
Na początku zastanawiałam się, jak to będzie w grupie z zupełnie obcymi osobami
w końcu nie wiem nawet jak z nimi rozmawiać.
Ku mojemu zaskoczeniu trafiłam do grupy, która w zaledwie kilka sekund okazała się bardzo zintegrowana mimo tego, że każdy z nas był sobie zupełnie obcy.
W rezultacie nie tylko nauczyłam się wielu rzeczy, ale i poznałam naprawdę świetnych ludzi, którzy tak jak, ja na co dzień są zwykłymi nastolatkami.
Dzięki tym warsztatom miałam szansę wymienić się wieloma ciekawymi spostrzeżeniami z członkami grupy, do której należałam, jak i mogłam podzielić się swoją refleksją dotyczącą polichromu.
W grupie miałyśmy szansę "na świeżo" wymienić się ze sobą swoimi doświadczeniami.
Opowiadałyśmy sobie między innymi o akcjach, które udało nam się przeprowadzić do tej pory w swoich szkołach, jak i o tym jakie akcje planujemy jeszcze przeprowadzić.
Jadąc do Katowic na te warsztaty gdzieś w środku skrywałam taki niepokój, czy rzeczywiście szkoły będą chętne do wspólnej integracji, czy też nie potraktują tego ściśle jako gry.
Każda ze szkół chce wykazać się kreatywnością pokazując swoimi działaniami, że bardzo dobrze pomaga innym.
Sama, kiedy zaczynałam swoją "przygodę" z polichromem myślałam, że głównie chodzi o to, żeby swoimi działaniami zdobyć jak największą ilość punktów.
Jednak, kiedy w polichrom wkręciłam się już na maksa zrozumiałam, że tutaj liczy się coś więcej.
W końcu polichrom w formie wolontariatu niesie naprawdę wiele dobrego.
Wolontariat po czasie staje się stylem życia, a nic tak nie wzbudza chęci do działania, jak zapał innych osób.
Pamiętam jak w pewnym czasie w tamtym roku polichrom stał się dla mnie taką codziennością.
Z niecierpliwością wyczekiwałam tasków, czy zadań byle tylko mieć możliwość do działania.
Potem niestety nadszedł koniec, kiedy druga edycja została zakończona oficjalną galą.
Po gali poczułam pustkę bo wiedziałam, że to co dobre się skończyło.
Dlatego w tym roku szkolnym byłam niezmiernie szczęśliwa, kiedy dowiedziałam się, że jesteśmy w trzeciej edycji i znowu będziemy mogli działać.
Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wiele do życia może wnieść wolontariat bo przecież pomoc jest piękna szczególnie ta niesiona prosto od serca.
niedziela, 12 lutego 2017
"Żyjemy. Byle do piątku, byle do świąt, byle do wyjazdu, byle do lata, byle jak."
Czasami chciałabym potrafić zinterpretować słowo życie.
Jego rozległość jest jednak tak ogromna, że nawet gdybym chciała nie znalazłabym jednego określenia, które by dobitnie zasugerowało definicje życia.
Zauważyłam, że jako ludzie mamy skłonność do rozpamiętywania tego co było, kiedyś dlatego też nie potrafimy żyć dziś.
Zastanawiamy się co by było gdyby co przysłania nam możliwość do działań.
Życie jest krótkie i tylko my decydujemy o tym jak je przeżyjemy.
Ale, czy wracanie myślami do przeszłości pomoże nam zbudować lepsze jutro?
Zakończyć dobrze dziś?
A gdyby ktoś powiedział wam: "Jutro zostaje odwołane masz tylko to co teraz i spójrz rozejrzyj się, czy tak od zawsze wyobrażałeś sobie szczęście?"
Naprawdę potrafilibyście powiedzieć, że w stu procentach jesteście szczęśliwi z tego co macie?
Powiedzielibyście: "przeżyłem to życie tak, jak sobie, to wyobrażałem"?
Wydaje mi się, że każdego naszły by pewne wątpliwości.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, nikt nie powiedział, że nie będziemy popełniać błędów, że nie będziemy ranić, nikt nie powiedział, że każdy człowiek będzie idealny.
Ważne jednak, żebyśmy nauczyli wyciągać się wnioski z naszego postępowania na przyszłość.
Ważne żebyśmy z naszych błędów wyciągali nauki moralne.
Musimy nauczyć się godzić z przeszłością nie zaglądając w nią, aby nie przysłaniała nam przyszłości, ponieważ nie mamy pewności, że rozpamiętując przyszłość nie ominie nas coś wartościowego.
Pamiętajcie o tym, że bez względu na to jak źle jest w danym momencie jest, to tylko i wyłącznie pewien moment, który już nie wróci.
A jeśli nie będziecie go wspominać nie zatruje on wam teraźniejszości.
W końcu to jest wasze życie, to jak żyjecie, jakie błędy popełniacie.
Mimo że nie zawsze wiemy, jak żyć zawsze się podnosimy i potrafimy iść dalej.
Nikt was nie rozliczy z tego co robicie chyba, że wy sami, ale czy potraficie stawać przed lustrem wyciągając wnioski z tego, jakimi ludźmi jesteście?
Czy znajdujecie odwagę sami przed sobą by przyznać się do swoich błędów?
Oprócz was nikt nie ma prawa ingerować w to co robicie.
Nie musicie się nikomu z niczego tłumaczyć.
Jednak, czy potrafisz, to wykorzystać stając twarzą w twarz z samym sobą?
Jeśli nie jesteś zadowolony ze swojego życia, nie narzekaj na nie, nie mów, jak źle jest tylko wstań i działaj.
Najprościej jest po prostu usiąść i narzekać, ale najtrudniej jest wstać i działać obracając wady w zalety.
Twoje szczęście zależy tylko i wyłącznie od Ciebie jeśli będziesz do niego dążyć będziesz szczęśliwy, ponieważ nie ma rzeczy nie możliwych są tylko trudne do wykonania.
Jego rozległość jest jednak tak ogromna, że nawet gdybym chciała nie znalazłabym jednego określenia, które by dobitnie zasugerowało definicje życia.
Zauważyłam, że jako ludzie mamy skłonność do rozpamiętywania tego co było, kiedyś dlatego też nie potrafimy żyć dziś.
Zastanawiamy się co by było gdyby co przysłania nam możliwość do działań.
Życie jest krótkie i tylko my decydujemy o tym jak je przeżyjemy.
Ale, czy wracanie myślami do przeszłości pomoże nam zbudować lepsze jutro?
Zakończyć dobrze dziś?
A gdyby ktoś powiedział wam: "Jutro zostaje odwołane masz tylko to co teraz i spójrz rozejrzyj się, czy tak od zawsze wyobrażałeś sobie szczęście?"
Naprawdę potrafilibyście powiedzieć, że w stu procentach jesteście szczęśliwi z tego co macie?
Powiedzielibyście: "przeżyłem to życie tak, jak sobie, to wyobrażałem"?
Wydaje mi się, że każdego naszły by pewne wątpliwości.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, nikt nie powiedział, że nie będziemy popełniać błędów, że nie będziemy ranić, nikt nie powiedział, że każdy człowiek będzie idealny.
Ważne jednak, żebyśmy nauczyli wyciągać się wnioski z naszego postępowania na przyszłość.
Ważne żebyśmy z naszych błędów wyciągali nauki moralne.
Musimy nauczyć się godzić z przeszłością nie zaglądając w nią, aby nie przysłaniała nam przyszłości, ponieważ nie mamy pewności, że rozpamiętując przyszłość nie ominie nas coś wartościowego.
Pamiętajcie o tym, że bez względu na to jak źle jest w danym momencie jest, to tylko i wyłącznie pewien moment, który już nie wróci.
A jeśli nie będziecie go wspominać nie zatruje on wam teraźniejszości.
W końcu to jest wasze życie, to jak żyjecie, jakie błędy popełniacie.
Mimo że nie zawsze wiemy, jak żyć zawsze się podnosimy i potrafimy iść dalej.
Nikt was nie rozliczy z tego co robicie chyba, że wy sami, ale czy potraficie stawać przed lustrem wyciągając wnioski z tego, jakimi ludźmi jesteście?
Czy znajdujecie odwagę sami przed sobą by przyznać się do swoich błędów?
Oprócz was nikt nie ma prawa ingerować w to co robicie.
Nie musicie się nikomu z niczego tłumaczyć.
Jednak, czy potrafisz, to wykorzystać stając twarzą w twarz z samym sobą?
Jeśli nie jesteś zadowolony ze swojego życia, nie narzekaj na nie, nie mów, jak źle jest tylko wstań i działaj.
Najprościej jest po prostu usiąść i narzekać, ale najtrudniej jest wstać i działać obracając wady w zalety.
Twoje szczęście zależy tylko i wyłącznie od Ciebie jeśli będziesz do niego dążyć będziesz szczęśliwy, ponieważ nie ma rzeczy nie możliwych są tylko trudne do wykonania.
piątek, 27 stycznia 2017
Ich brauch' kein Ziel, um mir zu merken Dass mich irgendwas bewegt..
Prawie cały styczeń już za nami.
Nie mogę uwierzyć jak ten czas szybko leci.
Niedawno kończyły się wakacje, a już za mną dwa tygodnie ferii.
Przy okazji ferii mam dużo czasu na realizacje nowych pasji, które powoli wywracają mój świat do góry nogami.
Oprócz niemieckiego pojawiło się coś jeszcze o czym mam nadzieję niedługo będę mogła wam napisać.
Podczas ferii miałam dużo czasu na wdrożenie do swojego życia zmian.
Mogłam także wiele rzeczy na spokojnie przemyśleć, a nawet i wyłączyć się na jeden dzień zupełnie od wszystkich otaczających mnie multimediów.
Przyznam się wam szczerze, że jestem dumna z samej siebie, że wytrzymałam.
Z jednej strony jest to bardzo dobre.
Kiedy człowiek nie ma telefonu w ręku zupełnie inaczej patrzy na otaczający go świat,
dlatego każdemu polecam zupełne wyłączenie się na jeden dzień.
Świat gna do przodu, a my?
Ciągle jesteśmy w poszukiwaniu czegoś.
I mimo że pozornie, nie wiemy co to jest zawsze chcemy więcej,
Nie ważne jest ile, ważne żeby było troszkę więcej.
W naszych dążeniach może i jesteśmy bardzo szybcy, ale często nie zauważamy, że wraz
ze wzrostem prędkości przemija nasz czas, którego każdy z nas ma stosunkowo mało.
Może i jesteśmy tak zaprogramowani, że ciągle nam mało.
Dlatego chcemy więcej i więcej nie potrafiąc nawet zdefiniować dlaczego.
Poszukujemy ludzi, którzy pozostaną przy nas, wskażą nam drogę i powiedzą nam kim tak naprawdę jesteśmy.
Jednak, gdy już znajdujemy takie osoby nie pozwalamy im na długo pozostawać w naszym życiu.
Może dlatego, że nie chcemy się zbyt bardzo wiązać.
W końcu wtedy moglibyśmy coś ominąć.
Zazwyczaj najbardziej brakuje nam tego co do nas nie należy.
Poszukujemy tego wszędzie pozornie jednak tego nie dostrzegamy.
Kolekcjonujemy fotografie, ale tak naprawdę brakuje nam jednego - wspomnień.
Coraz częściej fotografie są wyreżyserowane do tego stopnia, że nie wiążą się z nimi
żadne wspomnienia.
Ciągłe postępy świata, wynajdowanie nowych rzeczy, które i tak z czasem nie są nam
zupełnie potrzebne.
Wszystko jednak dzieje się dlatego, że ciągle każdy z nas chce czegoś więcej.
Może i jest to coś co nas pcha dzięki czemu robimy postępy, ale kto tak naprawdę
potrafi zdefiniować to "coś".
Szukamy spełnienia w rezultacie nasze ciągłe dążenia do tego dają tylko puste odczucie.
Rywalizacja jedna z gorszych rzeczy, którą aktualnie możemy zaobserwować.
Każdy chce coś udowodnić pokazać, że jest lepszy.
Do czego to jednak prowadzi?
Pobudza w nas to tylko i wyłącznie nienawiść do osoby, z którą rywalizujemy.
Bo jeśli on coś osiągnął to ja osiągnę dwa razy tyle, żeby pokazać, że jestem lepszy.
I o ile na aktualnym etapie życia zabłyśniesz to co Ci to da w przyszłości?
Zupełnie nic.
Prawdopodobieństwo tego, że będzie to ważne w naszej przyszłości jest nikłe tak samo,
jak to, że osoby, z którymi teraz rywalizujemy będą w naszej przyszłości.
To wszystko wynika z tego, że człowiek po prostu lubi być w centrum uwagi.
Jedni bardziej drudzy mniej.
Czasami jednym jest zupełnie obojętne to kim będą dla świata.
Inni natomiast będą chcieli się pokazać jako przykładni uczniowie/pracownicy.
Którzy zawsze osiągają jakieś sukcesy.
Jeśli jednak pojawi się na naszej drodze ktoś kto przygasi nasz blask dalej będziemy
dążyć do tego by pokazać, że jesteśmy kimś.
Zupełnie nie rozumiem tego "wyścigu szczurów".
Jak tylko pomyślę, że przez moje życie może się przewijać dużo takich osób mam
ochotę się po prostu wypisać.
Sama twierdzę, że wolę być kimś dla siebie samej a nie dla kogoś na pokaz.
Dlatego wrzuć na luz.
Jesteśmy tylko ludźmi nie musimy nic nikomu udowadniać.
Ważne, żebyś ty czerpał przyjemność z tego co robisz, a nie z tego, że twój "rywal"
nie odnosi tego co ty.
Mogłam także wiele rzeczy na spokojnie przemyśleć, a nawet i wyłączyć się na jeden dzień zupełnie od wszystkich otaczających mnie multimediów.
Przyznam się wam szczerze, że jestem dumna z samej siebie, że wytrzymałam.
Z jednej strony jest to bardzo dobre.
Kiedy człowiek nie ma telefonu w ręku zupełnie inaczej patrzy na otaczający go świat,
dlatego każdemu polecam zupełne wyłączenie się na jeden dzień.
Świat gna do przodu, a my?
Ciągle jesteśmy w poszukiwaniu czegoś.
I mimo że pozornie, nie wiemy co to jest zawsze chcemy więcej,
Nie ważne jest ile, ważne żeby było troszkę więcej.
W naszych dążeniach może i jesteśmy bardzo szybcy, ale często nie zauważamy, że wraz
ze wzrostem prędkości przemija nasz czas, którego każdy z nas ma stosunkowo mało.
Może i jesteśmy tak zaprogramowani, że ciągle nam mało.
Dlatego chcemy więcej i więcej nie potrafiąc nawet zdefiniować dlaczego.
Poszukujemy ludzi, którzy pozostaną przy nas, wskażą nam drogę i powiedzą nam kim tak naprawdę jesteśmy.
Jednak, gdy już znajdujemy takie osoby nie pozwalamy im na długo pozostawać w naszym życiu.
Może dlatego, że nie chcemy się zbyt bardzo wiązać.
W końcu wtedy moglibyśmy coś ominąć.
Zazwyczaj najbardziej brakuje nam tego co do nas nie należy.
Poszukujemy tego wszędzie pozornie jednak tego nie dostrzegamy.
Kolekcjonujemy fotografie, ale tak naprawdę brakuje nam jednego - wspomnień.
Coraz częściej fotografie są wyreżyserowane do tego stopnia, że nie wiążą się z nimi
żadne wspomnienia.
Ciągłe postępy świata, wynajdowanie nowych rzeczy, które i tak z czasem nie są nam
zupełnie potrzebne.
Wszystko jednak dzieje się dlatego, że ciągle każdy z nas chce czegoś więcej.
Może i jest to coś co nas pcha dzięki czemu robimy postępy, ale kto tak naprawdę
potrafi zdefiniować to "coś".
Szukamy spełnienia w rezultacie nasze ciągłe dążenia do tego dają tylko puste odczucie.
Rywalizacja jedna z gorszych rzeczy, którą aktualnie możemy zaobserwować.
Każdy chce coś udowodnić pokazać, że jest lepszy.
Do czego to jednak prowadzi?
Pobudza w nas to tylko i wyłącznie nienawiść do osoby, z którą rywalizujemy.
Bo jeśli on coś osiągnął to ja osiągnę dwa razy tyle, żeby pokazać, że jestem lepszy.
I o ile na aktualnym etapie życia zabłyśniesz to co Ci to da w przyszłości?
Zupełnie nic.
Prawdopodobieństwo tego, że będzie to ważne w naszej przyszłości jest nikłe tak samo,
jak to, że osoby, z którymi teraz rywalizujemy będą w naszej przyszłości.
To wszystko wynika z tego, że człowiek po prostu lubi być w centrum uwagi.
Jedni bardziej drudzy mniej.
Czasami jednym jest zupełnie obojętne to kim będą dla świata.
Inni natomiast będą chcieli się pokazać jako przykładni uczniowie/pracownicy.
Którzy zawsze osiągają jakieś sukcesy.
Jeśli jednak pojawi się na naszej drodze ktoś kto przygasi nasz blask dalej będziemy
dążyć do tego by pokazać, że jesteśmy kimś.
Zupełnie nie rozumiem tego "wyścigu szczurów".
Jak tylko pomyślę, że przez moje życie może się przewijać dużo takich osób mam
ochotę się po prostu wypisać.
Sama twierdzę, że wolę być kimś dla siebie samej a nie dla kogoś na pokaz.
Dlatego wrzuć na luz.
Jesteśmy tylko ludźmi nie musimy nic nikomu udowadniać.
Ważne, żebyś ty czerpał przyjemność z tego co robisz, a nie z tego, że twój "rywal"
nie odnosi tego co ty.
"Ich brauch' kein Ziel, um mir zu merkenDass mich irgendwas bewegt"
"Nie potrzebuję celu by pamiętać, że mnie coś porusza"
wtorek, 27 grudnia 2016
Podsumowanie niemieckiego roku.
Rok dwutysięczny szesnasty dobiega końca.
Nawet nie wiem kiedy to minęło?
Dlaczego tak szybko?
Wiem, ze czas biegnie nieubłaganie, ale że aż tak?
Pamiętam jak nie dawno pisałam podsumowanie dwutysięcznego piętnastego: http://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2015/12/rok-2015-rokiem-rewolucji.html
Jak co roku chciałabym zaakcentować ze ten rok był jak nigdy dotąd.
Co roku mam wrażenie, ze kiedy się kończy jest najbardziej przełomowym rokiem.
Jednak potem dzieje się tyle rzeczy, ze każdy rok na swój sposób jest dla mnie najbardziej przełomowy.
Ten rok w stu procentach był wyjątkowy, ponieważ władze nad nim przejęła kultura niemiecka.
Mimo ze się broniłam stało się... niemiecki stał się kolejną ważną dla mnie wartością.
Może wydać wam się to śmieszne mnie tez pewnie gdybym rok temu coś takiego przeczytała wydało się to śmieszne. Jednak to niemiecki jest sprawcą odniesionych przeze mnie sukcesów.
Rok 2015/16 był szczególne ciężki, ponieważ jak wiecie zmieniłam wtedy szkołę.
Mimo ze wszytko wydawało się być cudowne tak naprawdę było, ale złudzeniem.
Rok dwutysięczny szesnasty rokiem rewolucji..
Mówią, że jak się rok rozpocznie taki będzie on już do samego końca dlatego mam nadzieje, że pisząc podsumowanie dwutysięcznego siedemnastego będę mogła napisać tak to był ten rok!
W dwutysięcznym szesnastym było dobrze co nie zmienia faktu, że zawsze mogło być lepiej.
Myślę że był to rok stabilizacji i ogólnych zmian.
Przyznam się wam szczerze, ze nie spodziewałam się ani trochę tego co wydarzyło się w tym roku.
Nie spodziewałam się, że niemiecki odegra tak wielką rolę w moim życiu, nie spodziewałam się także tego, że ja sama ulegnę takim zmianą.
Jak to się stało?
Sama zadaje sobie to pytanie.
Gdy już zaczęło się jedno to pociągnęło za sobą wszystko.
Nie wiem nawet od czego zacząć opowieść o dwutysięcznym szesnastym więc zacznę od początku.
Zawsze byłam osobą, która nie lubiła zmian pewnie dlatego z zaaklimatyzowaniem się w nowej szkole miałam tyle problemów.
Mimo że od zawsze jestem pełna energii i kocham jak dużo się dzieje w nowej szkole starałam się być opanowana.
Jak każdy miałam swojego bzika którym między innymi było pisarstwo, niemiecki, czy śpiew dlatego stwierdziłam, że
w nowej szkole nie chce się z tym afiszować.
Jednak wiecie nowa szkoła nowi znajomi wiec długo nie czekałam aż kilka osób się dowiedziało o tym, że prowadzę bloga potem o z dnia na dzień wiedziało ich coraz więcej.
Im bardziej przyzwyczajałam się do tej szkoły tym bardziej chciałam uciec w cień wiecie, jak to jest w nowym otoczeniu nigdy nie wiadomo na ile można sobie pozwolić.
Na drodze dwutysięcznego szesnastego miałam okazje brać udział w wielu konkursach, jak pamiętacie jednym z większych konkursów był konkurs na bloga roku, ale pojawiały się tez dużo mniejsze konkursy muzyczne.
I o ile w żadnym konkursie muzycznym mi się nie powiodło to w konkursie pisarskim udało mi się zająć drugie miejsce co było dla mnie ogromnym osiągnięciem.
Obudziło to we mnie w jakimś stopniu wiarę w siebie i pozwolili stać się pewniejszą w prowadzeniu bloga.
Pewnie zastanawiacie się czemu wszystko zawdzięczam właśnie językowi niemieckiemu...
Sama nie wiem może to jakieś przeznaczenie? ;)
Tutaj oczywiście żartuje, ale to właśnie niemiecki sprawił, że poznałam dużo wyjątkowych osób na grupach,
czy stronach poświęconych właśnie jemu.
Może pamiętacie mój wyjazd do Warszawy z OKejem?
Jeśli nie to przeżyjmy to jeszcze raz: http://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2016/06/sen-o-warszawie.html
To była jedna z rzeczy, która wydarzyła się właśnie dzięki niemieckiemu.
Nieprawdopodobne? A jednak..
Jak wiecie tworze a przynajmniej staram się tworzyć dużo filmików.
Właśnie w dwutysięcznym szesnastym po czterech latach montażu mogłam się wykazać tworząc filmiki związane
z niemieckim.
Co za tym idzie w wakacje zostałam zauważona i dostałam dosyć atrakcyjną propozycję.
Wiedziały o tym bodajże tylko dwie osoby i ktoś będący na moim miejscu pewnie bez zastanowienia ową ofertę by przyjął.
Jednak przyznaję się, że ja jestem inna i wiele rzeczy robię na opak i jak się możecie już domyślać ową ofertę odrzuciłam.
Chwilami może i żałuję bo moje życie potoczyłoby się na pewno inaczej, ale ja nie szukam i nigdy nie szukałam poklasków dlatego dobrze mi tu gdzie jestem.
W tym roku miałam szansę także uczestniczyć w wielu projektach organizowanych w mojej szkole i każdy był wyjątkowy, ale takim najbardziej wartym zwrócenia uwagi był zdecydowanie POLICHROM.
Mimo że nadal mam przyjemność w nim uczestniczyć co możecie widzieć na moim fb jak i instagramie, czy youtube
to chciałabym wspomnieć o poprzednim roku szkolnym.
Co prawda dołączając do tego nie miałam pojęcia tak naprawdę o co w tym chodzi dopiero podczas działań skumałam co i jak.
Nazwa może jest dla was dziwna, ale polichrom to nic innego jak działania wolontariackie tylko takie drużynowe podczas, których wykonuje się różne misje i zadania.
Powiem wam szczerze, że jest to coś naprawdę cudownego.
Nie wyobrażałam sobie nigdy, że zwyczajne działania na rzecz drugiego człowieka mogą sprawiać tyle przyjemności i dawać taką radość.
Gdybym chciała opisać wam wszystko dokładnie pewnie zajęłoby mi to kilka dni, a notka ciągła by się w nieskończoność opisałam wam jednak najważniejsze wydarzenia mojego roku dwutysięcznego szesnastego.
Ten rok nauczył mnie walczyć o marzenia w końcu jeśli nam na czymś zależy to bez względu na wszystkie przeciwieństwa powinniśmy walczyć mimo wszystko.
Moja rada na nadchodzący rok albo nawet i prośba:
Jeśli macie jakiś cel walczcie o niego do końca.
Nie ważne czy kochasz język rosyjski i wszyscy się z Ciebie śmieją powtarzając, że to język wroga.
Nie ważne czy śpiewasz, a każdy wmawia Ci, że tego nie potrafisz.
Po prostu rób to co robisz!
Idź do przodu i nie zatrzymuj się pokaż im, że potrafisz mimo ich gadania.
Ważne żebyś to ty był/była szczęśliwa, ludzie to ludzie zawsze będą gadać, ale ty się nie daj!
Co roku mam wrażenie, ze kiedy się kończy jest najbardziej przełomowym rokiem.
Jednak potem dzieje się tyle rzeczy, ze każdy rok na swój sposób jest dla mnie najbardziej przełomowy.
Ten rok w stu procentach był wyjątkowy, ponieważ władze nad nim przejęła kultura niemiecka.
Mimo ze się broniłam stało się... niemiecki stał się kolejną ważną dla mnie wartością.
Może wydać wam się to śmieszne mnie tez pewnie gdybym rok temu coś takiego przeczytała wydało się to śmieszne. Jednak to niemiecki jest sprawcą odniesionych przeze mnie sukcesów.
Rok 2015/16 był szczególne ciężki, ponieważ jak wiecie zmieniłam wtedy szkołę.
Mimo ze wszytko wydawało się być cudowne tak naprawdę było, ale złudzeniem.
Rok dwutysięczny szesnasty rokiem rewolucji..
Mówią, że jak się rok rozpocznie taki będzie on już do samego końca dlatego mam nadzieje, że pisząc podsumowanie dwutysięcznego siedemnastego będę mogła napisać tak to był ten rok!
W dwutysięcznym szesnastym było dobrze co nie zmienia faktu, że zawsze mogło być lepiej.
Myślę że był to rok stabilizacji i ogólnych zmian.
Przyznam się wam szczerze, ze nie spodziewałam się ani trochę tego co wydarzyło się w tym roku.
Nie spodziewałam się, że niemiecki odegra tak wielką rolę w moim życiu, nie spodziewałam się także tego, że ja sama ulegnę takim zmianą.
Jak to się stało?
Sama zadaje sobie to pytanie.
Gdy już zaczęło się jedno to pociągnęło za sobą wszystko.
Nie wiem nawet od czego zacząć opowieść o dwutysięcznym szesnastym więc zacznę od początku.
Zawsze byłam osobą, która nie lubiła zmian pewnie dlatego z zaaklimatyzowaniem się w nowej szkole miałam tyle problemów.
Mimo że od zawsze jestem pełna energii i kocham jak dużo się dzieje w nowej szkole starałam się być opanowana.
Jak każdy miałam swojego bzika którym między innymi było pisarstwo, niemiecki, czy śpiew dlatego stwierdziłam, że
w nowej szkole nie chce się z tym afiszować.
Jednak wiecie nowa szkoła nowi znajomi wiec długo nie czekałam aż kilka osób się dowiedziało o tym, że prowadzę bloga potem o z dnia na dzień wiedziało ich coraz więcej.
Im bardziej przyzwyczajałam się do tej szkoły tym bardziej chciałam uciec w cień wiecie, jak to jest w nowym otoczeniu nigdy nie wiadomo na ile można sobie pozwolić.
Na drodze dwutysięcznego szesnastego miałam okazje brać udział w wielu konkursach, jak pamiętacie jednym z większych konkursów był konkurs na bloga roku, ale pojawiały się tez dużo mniejsze konkursy muzyczne.
I o ile w żadnym konkursie muzycznym mi się nie powiodło to w konkursie pisarskim udało mi się zająć drugie miejsce co było dla mnie ogromnym osiągnięciem.
Obudziło to we mnie w jakimś stopniu wiarę w siebie i pozwolili stać się pewniejszą w prowadzeniu bloga.
Pewnie zastanawiacie się czemu wszystko zawdzięczam właśnie językowi niemieckiemu...
Sama nie wiem może to jakieś przeznaczenie? ;)
Tutaj oczywiście żartuje, ale to właśnie niemiecki sprawił, że poznałam dużo wyjątkowych osób na grupach,
czy stronach poświęconych właśnie jemu.
Może pamiętacie mój wyjazd do Warszawy z OKejem?
Jeśli nie to przeżyjmy to jeszcze raz: http://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2016/06/sen-o-warszawie.html
To była jedna z rzeczy, która wydarzyła się właśnie dzięki niemieckiemu.
Nieprawdopodobne? A jednak..
Jak wiecie tworze a przynajmniej staram się tworzyć dużo filmików.
Właśnie w dwutysięcznym szesnastym po czterech latach montażu mogłam się wykazać tworząc filmiki związane
z niemieckim.
Co za tym idzie w wakacje zostałam zauważona i dostałam dosyć atrakcyjną propozycję.
Wiedziały o tym bodajże tylko dwie osoby i ktoś będący na moim miejscu pewnie bez zastanowienia ową ofertę by przyjął.
Jednak przyznaję się, że ja jestem inna i wiele rzeczy robię na opak i jak się możecie już domyślać ową ofertę odrzuciłam.
Chwilami może i żałuję bo moje życie potoczyłoby się na pewno inaczej, ale ja nie szukam i nigdy nie szukałam poklasków dlatego dobrze mi tu gdzie jestem.
W tym roku miałam szansę także uczestniczyć w wielu projektach organizowanych w mojej szkole i każdy był wyjątkowy, ale takim najbardziej wartym zwrócenia uwagi był zdecydowanie POLICHROM.
Mimo że nadal mam przyjemność w nim uczestniczyć co możecie widzieć na moim fb jak i instagramie, czy youtube
to chciałabym wspomnieć o poprzednim roku szkolnym.
Co prawda dołączając do tego nie miałam pojęcia tak naprawdę o co w tym chodzi dopiero podczas działań skumałam co i jak.
Nazwa może jest dla was dziwna, ale polichrom to nic innego jak działania wolontariackie tylko takie drużynowe podczas, których wykonuje się różne misje i zadania.
Powiem wam szczerze, że jest to coś naprawdę cudownego.
Nie wyobrażałam sobie nigdy, że zwyczajne działania na rzecz drugiego człowieka mogą sprawiać tyle przyjemności i dawać taką radość.
Gdybym chciała opisać wam wszystko dokładnie pewnie zajęłoby mi to kilka dni, a notka ciągła by się w nieskończoność opisałam wam jednak najważniejsze wydarzenia mojego roku dwutysięcznego szesnastego.
Ten rok nauczył mnie walczyć o marzenia w końcu jeśli nam na czymś zależy to bez względu na wszystkie przeciwieństwa powinniśmy walczyć mimo wszystko.
Moja rada na nadchodzący rok albo nawet i prośba:
Jeśli macie jakiś cel walczcie o niego do końca.
Nie ważne czy kochasz język rosyjski i wszyscy się z Ciebie śmieją powtarzając, że to język wroga.
Nie ważne czy śpiewasz, a każdy wmawia Ci, że tego nie potrafisz.
Po prostu rób to co robisz!
Idź do przodu i nie zatrzymuj się pokaż im, że potrafisz mimo ich gadania.
Ważne żebyś to ty był/była szczęśliwa, ludzie to ludzie zawsze będą gadać, ale ty się nie daj!
"Genau, das ist dein Leben. Das ist wie du lebst.
Warum wir manchmal fliegen; nichtmal wissen wie es geht.
Und wir immer wieder aufstehen und anfangen zu gehen.
Ja genau, das ist dein Leben und du wirst es nie verstehen."
piątek, 9 grudnia 2016
Du ich glaub daran dass wenn was schwer wiegt einfach anzufangen auch wenn tonnen tränen entgegen kommen kannst du es trotzdem wagen.
Za oknem zima a w moim sercu wciąż jesień. Jeszcze nie dawno były wakacje, a teraz do nowego roku zostały raptem trzy tygodnie. Zastanawiam się kiedy to zleciało nie dawno był rok 2015, a już niedługo powitamy nowy 2017 rok. Patrząc w przyszłość jestem ciekawa tego co nam przyniesie jednak mam nadzieję, że nadchodząca przyszłość i nowy rok bedzie dużo lepszy od obecnego roku i teraźniejszości. Każde piątkowe wieczory zazwyczaj skłaniają mnie do refleksji tak jest i dzisiaj, kiedy w końcu po miesiącu zebrałam się w sobie na to by cokolwiek tutaj napisać. Jak każdy człowiek uwielbiam moment, w którym nie muszę się martwić o jutro. U mnie dzieje się to zazwyczaj wtedy kiedy kończy się tydzień szkoły i wiem, że nadchodzący weekend mimo wszystko bedzie chwilą pauzy. Jak już dobrze wiecie uwielbiam obserwować ludzi to właśnie na ich podstawie i swoich doświadczeniach tworze tego bloga. Jestem typem człowieka, który jadąc autobusem albo ogólnie mijając ludzi ze swojego otoczenia w szkole, czy na ulicy, niby zwyczajnie obserwuje ich zachowania. W mojej głowie jednak na podstawie samych ludzi tworzy się wiele teorii. Sama nie wiem czemu tak jest może przez to, że z zupełnie zwykłego spojrzenia człowieka można wyczytać naprawdę wiele. Jak każdy czasami mam taką chwilę, że lubię po prostu wyjść ze słuchawkami w uszach i nawet bez konkretnego celu znajdywać się w wielu miejscach co w moim mieście jest możliwe. W ostatni piątek właśnie miałam taki moment, w którym przemieszczając się autobusem obserwowałam wielu ludzi i wiele zachowań. Przyznam się wam szczerze, że tamten piątek zapadł mi w pamięć jak żaden dzień dotąd. Pozornie zwykły dzień stał się dniem ogólnego rozłamu. Jadąc w autobusie zastanawiałam się nad celami życiowymi. Przecież każdy tak owe posiada. Kiedy spojrzałam na ludzi, w mojej głowie roiło się od myśli. Każda twarz człowieka miała zupełnie inny wyraz w tym wszystkim tylko jedna jedyna osoba spośród całego tłumu miała uśmiech na twarzy i stwarzała pozory szczęśliwej co kryło się jednak w jej wnętrzu? Na to odpowiedzi nie znam. Zwyczajnie po ludzku było mi żal tych osób. Wielu z nich wyglądało jakby poszukiwało zwykłego sensu. Ludzie tego dnia wyglądali jak zagubieni. Wiele wyrazów twarzy wskazywało na zawód - jakby odnieśli porażkę, z której nie potrafili się podnieść. Niektórych oczy patrzyły z nadzieją na lepsze jutro, a niektórzy błądzili wzrokiem w zwyczajnej przyszłości albo zastanawiali się nad przeszłością. To co piszę może wam się wydać głupie, ale ile razy tak naprawdę jadąc autobusem, czy mijając wokół siebie ludzi staraliście się spojrzeć na nich i przez chwile spróbować poczuć to co mówią ich oczy. Niby banalne i ktoś może się zastanawiać nad sensem tego, ale patrząc na ludzi z ich spojrzenia możemy wiele wyczytać co jest udowodnione psychologicznie. Codziennie tak naprawdę błądzimy dążąc do celu, szukając jakiegokolwiek sensu w tym co robimy. Czy tak naprawdę w naszej codzienności mamy chwile by zatrzymać się zapominając o wszystkim dając ponieść się chwili? Życie człowieka w większości opiera się na problemach, smutkach, porażkach wtedy przychodzi jedno pytanie, czy warto? Mimo ze chcielibyśmy żyć według zasady by chwytać dzień to w naszym życiu wśród ciągłych trosk nie ma na to czasu. Pamiętajcie, że gdy wam coś nie wychodzi, nie macie kompletnie siły i wszystko was przerasta włączcie hamulec i po prostu uśmiechajcie się. Mówią, że uśmiech jest wizytówką człowieka. Zgadzam się z tym w stu procentach dlatego, że gdy nie macie już siły, a uśmiechacie się działacie przekornie wobec losu.
Uśmiechając się nie tylko działacie na korzyść swoją, ale także innych ludzi. Czasami nie zdajecie sobie sprawy, ale zwykły ludzki odruch taki jak uśmiech do drugiej osoby może zdziałać naprawdę wiele.
Ile?
Przekonajcie się sami.
Uśmiechając się nie tylko działacie na korzyść swoją, ale także innych ludzi. Czasami nie zdajecie sobie sprawy, ale zwykły ludzki odruch taki jak uśmiech do drugiej osoby może zdziałać naprawdę wiele.
Ile?
Przekonajcie się sami.
poniedziałek, 14 listopada 2016
Życie od strony Berlina Zachodniego..
Czasami nasze życie w nieoczekiwany sposób przywiera różne zwroty akcji.
Jednak czy do końca mamy nad tym władzę?
W końcu po pewnym czasie kiedy zaczniemy już coś robić przywykniemy do tego i nie będziemy znali umiaru tracąc nad tym co robimy kontrolę.
Często w naszym życiu robimy różne rzeczy czasami świadomie, a czasami nie.
Jak wiadomo każde nasze postępowanie ma skutek w późniejszych momentach naszego życia.
Z pozoru najmniejsze rzeczy mogą nieść bardzo duże skutki rzutujące na naszą przyszłość.
Do tych i wielu innych przemyśleń skłonił mnie dziś spektakl za tytułowany "My dzieci z dworca ZOO", na którym byłam wraz ze szkołą.
Na początku kiedy usłyszałam, że jedziemy na ten spektakl nic wielkiego mi to nie mówiło.
Co prawda słyszałam wcześniej, że jest to książka oparta na prawdziwych zdarzeniach, w której poruszony jest temat uzależnienia od narkotyków.
Przyznam wam się szczerze, że jeszcze wtedy nie podejrzewałam, że ten z pozoru zwykły spektakl wywrze we mnie tyle emocji.
Na początku wydawało mi się to takie spokojne i myślałam, że nie będę tego przeżywać tak emocjonalnie, jak zazwyczaj przeżywam różne tego typu historie.
No i już po paru minutach oglądania mój nastrój radykalnie się zmieniał.
Na początku gdzieś tkwiła we mnie złość i myśl czy ten kraj Niemiecki jest taki zły?
W końcu nie ustaję w jego fascynacji, a tutaj można powiedzieć wszystko co ma jakieś gorsze podłoże pokazane jest na tle niemieckim.
Pokrótce stwierdziłam, że nie będę na to zwracać zupełnie uwagi, ponieważ taka historia mogła się wydarzyć równie dobrze w Polsce.
Zresztą nie mamy pewności, czy codziennie na całym świecie nie wydarzają się podobne historie w końcu ludzie, których mijamy z pozoru wydają nam się normalni.
Można powiedzieć, że szczęśliwi, ponieważ mijamy człowieka widzimy, że uśmiech mu z twarzy nie schodzi to o pewnie nie ma żadnych problemów wszystko u niego w porządku.
Zazwyczaj jest to tylko pozorne wrażenie, iż ludzie tak naprawdę otwierają się w swoich czterech ścianach, kiedy zostają sami.
Jeszcze niedawno wydawało mi się, że środowisko nie ma na nas dużego wpływu.
Ten spektakl pokazał mi, że są to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia.
Główna bohaterka spektaklu na początku normalna dziewczyna można powiedzieć niczego jej nie brakuje.
Gdy jednak zagłębiamy się bardziej w jej historie zaczynamy wszystko rozumieć.
Na samym początku widzimy dziewczynę pozornie szczęśliwą, która wraca z opóźnieniem do szkoły po dwu tygodniowych wakacjach za dobre oceny.
Domyślić się można, że jest to jej nowa szkoła bo nie zna nikogo i próbuję "wkupić" się w łaski najpopularniejszej dziewczyny w szkole.
Później widzimy, że jej się to udaje jednak nie zdajemy sobie sprawy jaki skutek będzie to miało w jej przyszłości.
No i zaczyna się popada w nałóg na samym początku wydaje jej się jednak, że ma władzę nad tym i jak twierdzi nie sięgnie po nic mocniejszego.
Wtedy na jej drodze pojawia się chłopak w tym momencie sięga po coraz mocniejsze środki i tak tkwi w błędnym kole.
Niby później poddaje się domowemu detoksowi, ale jej silna wola długo nie trwa w końcu sięga po narkotyki i droga, którą zbudowała w jednej sekundzie zostaje zburzona.
Potem by zdobyć narkotyki niszczy sobie życie coraz bardziej do momentu, kiedy ze swoją przyjaciółką nie trafia na policję, a potem na odwyk.
Obydwie są dla siebie wsparciem podczas odwyku dopóki nie zostają rozdzielone, ponieważ okazuje się, że jej przyjaciółka jest, poważnie chora.
Mimo rozłąki naszej bohaterce udaje się wymknąć do swojej przyjaciółki jednak zastaje ją nieżywą bo jak się okazuje chłopak jej przyjaciółki podrzuca jej przez okno narkotyki, a ta biorąc większą dawkę niż powinna umiera.
Można uznać, że jest to moment najgorszy podczas terapii jednak nasza bohaterka wtedy otwiera oczy i próbuję wydostać się z dołka póki nie jest jeszcze za późno.
O dalszy losach bohaterki mówi książka napisana przez nią samą "Życie mimo wszystko".
Szczerze mówiąc po dzisiejszym spektaklu czuję pewien niedosyt i jestem strasznie ciekawa tej książki i moim wyzwaniem jest przeczytanie jej, ale pisanej oryginalnie po niemiecku.
Tym spektaklem chciałam nawiązać do tego, że to co robimy ma naprawdę ogromne znaczenie.
Sama dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy co uświadomi mi ten spektakl.
Jednak teraz wiem, że to tylko my mamy wpływ na naszą przyszłość i tylko od nas zależy to, czy nasza przyszłość będzie godną przyszłością.
Pozornie może nam się zdawać, że mamy władzę nad tym co robimy jednak w momencie, kiedy uzależniamy się tracimy nad tym całkowitą kontrolę.
Najczęściej to różnego rodzaju problemy przytłaczają nas do tego stopnia, że chcąc zapomnieć sięgamy po różnego rodzaju środki.
Narkotyki są wyjściem, ale tylko na chwilę.
Sama nie rozumiem, czy nasze problemy są naprawdę wartę tego żeby niszczyć sobie życie i przyszłość, która mogłaby być dla nas lepsza niż dotychczasowe życie.
Zdaję sobie sprawę, że to siedzi w psychice i nawet dla tej chwili, w której wszystko wydaje się lepsze zatracamy się dosyć często bezpowrotnie.
Niewielu z nas jednak budzi się z tego amoku w odpowiednim momencie.
Sama bohaterka opisywała, że gdy zażywała narkotyki miała zupełnie inne spojrzenie na to wszystko.
Wtedy jej problemy nie były już dla niej problemami i przez tę chwilę czułą się szczęśliwa.
Jak pokazała dalsza część spektaklu jej przyjaciele za chwilę szczęścia oddali swoje życie.
Każdy z nas dobrze wie, że życie jest nie sprawiedliwe i pełne problemów.
Często nie daje nam w ogóle jakichkolwiek powodów do radości.
Wielu z nas chciało by to wszystko po prostu rzucić i uciec gdzieś daleko nie zważając już na nic.
Podobno życie kopie każdego z nas po równo - tak mówią.
Nie jest to do końca prawdą bo jedni za chwilę cierpienia do stają moc szczęścia.
A inni za długie cierpienie dostają za ledwie chwile radości.
Sama dosyć często zastanawiam się co ma w sobie ten cały sens życia.
W końcu niby jako ludzie mamy jakąś misję podobno...
Pamiętajcie jednak, że człowiek jest w stanie udźwignąć więcej niż mu się wydaję.
I mimo tego, że codziennie borykamy się z wieloma problemami jesteśmy je w stanie przetrzymać.
Wiem, że czasem brakuje sił i wiary w to, że się uda.
Jednak mimo wszystko gdy już sobie nie radzicie nie sięgajcie po coś tylko dlatego, że przez chwilę będziecie szczęśliwi wtedy zniszczycie sobie życie szybciej niż wam się wydaje.
Czasami lepsza jest szczera rozmowa z przyjacielem jeśli nie mamy odwagi porozmawiać z bliskimi niż zażywanie pozornego "szczęścia".
Dlatego proszę pamiętajcie o tym..
Jednak czy do końca mamy nad tym władzę?
W końcu po pewnym czasie kiedy zaczniemy już coś robić przywykniemy do tego i nie będziemy znali umiaru tracąc nad tym co robimy kontrolę.
Często w naszym życiu robimy różne rzeczy czasami świadomie, a czasami nie.
Jak wiadomo każde nasze postępowanie ma skutek w późniejszych momentach naszego życia.
Z pozoru najmniejsze rzeczy mogą nieść bardzo duże skutki rzutujące na naszą przyszłość.
Do tych i wielu innych przemyśleń skłonił mnie dziś spektakl za tytułowany "My dzieci z dworca ZOO", na którym byłam wraz ze szkołą.
Na początku kiedy usłyszałam, że jedziemy na ten spektakl nic wielkiego mi to nie mówiło.
Co prawda słyszałam wcześniej, że jest to książka oparta na prawdziwych zdarzeniach, w której poruszony jest temat uzależnienia od narkotyków.
Przyznam wam się szczerze, że jeszcze wtedy nie podejrzewałam, że ten z pozoru zwykły spektakl wywrze we mnie tyle emocji.
Na początku wydawało mi się to takie spokojne i myślałam, że nie będę tego przeżywać tak emocjonalnie, jak zazwyczaj przeżywam różne tego typu historie.
No i już po paru minutach oglądania mój nastrój radykalnie się zmieniał.
Na początku gdzieś tkwiła we mnie złość i myśl czy ten kraj Niemiecki jest taki zły?
W końcu nie ustaję w jego fascynacji, a tutaj można powiedzieć wszystko co ma jakieś gorsze podłoże pokazane jest na tle niemieckim.
Pokrótce stwierdziłam, że nie będę na to zwracać zupełnie uwagi, ponieważ taka historia mogła się wydarzyć równie dobrze w Polsce.
Zresztą nie mamy pewności, czy codziennie na całym świecie nie wydarzają się podobne historie w końcu ludzie, których mijamy z pozoru wydają nam się normalni.
Można powiedzieć, że szczęśliwi, ponieważ mijamy człowieka widzimy, że uśmiech mu z twarzy nie schodzi to o pewnie nie ma żadnych problemów wszystko u niego w porządku.
Zazwyczaj jest to tylko pozorne wrażenie, iż ludzie tak naprawdę otwierają się w swoich czterech ścianach, kiedy zostają sami.
Jeszcze niedawno wydawało mi się, że środowisko nie ma na nas dużego wpływu.
Ten spektakl pokazał mi, że są to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia.
Główna bohaterka spektaklu na początku normalna dziewczyna można powiedzieć niczego jej nie brakuje.
Gdy jednak zagłębiamy się bardziej w jej historie zaczynamy wszystko rozumieć.
Na samym początku widzimy dziewczynę pozornie szczęśliwą, która wraca z opóźnieniem do szkoły po dwu tygodniowych wakacjach za dobre oceny.
Domyślić się można, że jest to jej nowa szkoła bo nie zna nikogo i próbuję "wkupić" się w łaski najpopularniejszej dziewczyny w szkole.
Później widzimy, że jej się to udaje jednak nie zdajemy sobie sprawy jaki skutek będzie to miało w jej przyszłości.
No i zaczyna się popada w nałóg na samym początku wydaje jej się jednak, że ma władzę nad tym i jak twierdzi nie sięgnie po nic mocniejszego.
Wtedy na jej drodze pojawia się chłopak w tym momencie sięga po coraz mocniejsze środki i tak tkwi w błędnym kole.
Niby później poddaje się domowemu detoksowi, ale jej silna wola długo nie trwa w końcu sięga po narkotyki i droga, którą zbudowała w jednej sekundzie zostaje zburzona.
Potem by zdobyć narkotyki niszczy sobie życie coraz bardziej do momentu, kiedy ze swoją przyjaciółką nie trafia na policję, a potem na odwyk.
Obydwie są dla siebie wsparciem podczas odwyku dopóki nie zostają rozdzielone, ponieważ okazuje się, że jej przyjaciółka jest, poważnie chora.
Mimo rozłąki naszej bohaterce udaje się wymknąć do swojej przyjaciółki jednak zastaje ją nieżywą bo jak się okazuje chłopak jej przyjaciółki podrzuca jej przez okno narkotyki, a ta biorąc większą dawkę niż powinna umiera.
Można uznać, że jest to moment najgorszy podczas terapii jednak nasza bohaterka wtedy otwiera oczy i próbuję wydostać się z dołka póki nie jest jeszcze za późno.
O dalszy losach bohaterki mówi książka napisana przez nią samą "Życie mimo wszystko".
Szczerze mówiąc po dzisiejszym spektaklu czuję pewien niedosyt i jestem strasznie ciekawa tej książki i moim wyzwaniem jest przeczytanie jej, ale pisanej oryginalnie po niemiecku.
Tym spektaklem chciałam nawiązać do tego, że to co robimy ma naprawdę ogromne znaczenie.
Sama dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy co uświadomi mi ten spektakl.
Jednak teraz wiem, że to tylko my mamy wpływ na naszą przyszłość i tylko od nas zależy to, czy nasza przyszłość będzie godną przyszłością.
Pozornie może nam się zdawać, że mamy władzę nad tym co robimy jednak w momencie, kiedy uzależniamy się tracimy nad tym całkowitą kontrolę.
Najczęściej to różnego rodzaju problemy przytłaczają nas do tego stopnia, że chcąc zapomnieć sięgamy po różnego rodzaju środki.
Narkotyki są wyjściem, ale tylko na chwilę.
Sama nie rozumiem, czy nasze problemy są naprawdę wartę tego żeby niszczyć sobie życie i przyszłość, która mogłaby być dla nas lepsza niż dotychczasowe życie.
Zdaję sobie sprawę, że to siedzi w psychice i nawet dla tej chwili, w której wszystko wydaje się lepsze zatracamy się dosyć często bezpowrotnie.
Niewielu z nas jednak budzi się z tego amoku w odpowiednim momencie.
Sama bohaterka opisywała, że gdy zażywała narkotyki miała zupełnie inne spojrzenie na to wszystko.
Wtedy jej problemy nie były już dla niej problemami i przez tę chwilę czułą się szczęśliwa.
Jak pokazała dalsza część spektaklu jej przyjaciele za chwilę szczęścia oddali swoje życie.
Każdy z nas dobrze wie, że życie jest nie sprawiedliwe i pełne problemów.
Często nie daje nam w ogóle jakichkolwiek powodów do radości.
Wielu z nas chciało by to wszystko po prostu rzucić i uciec gdzieś daleko nie zważając już na nic.
Podobno życie kopie każdego z nas po równo - tak mówią.
Nie jest to do końca prawdą bo jedni za chwilę cierpienia do stają moc szczęścia.
A inni za długie cierpienie dostają za ledwie chwile radości.
Sama dosyć często zastanawiam się co ma w sobie ten cały sens życia.
W końcu niby jako ludzie mamy jakąś misję podobno...
Pamiętajcie jednak, że człowiek jest w stanie udźwignąć więcej niż mu się wydaję.
I mimo tego, że codziennie borykamy się z wieloma problemami jesteśmy je w stanie przetrzymać.
Wiem, że czasem brakuje sił i wiary w to, że się uda.
Jednak mimo wszystko gdy już sobie nie radzicie nie sięgajcie po coś tylko dlatego, że przez chwilę będziecie szczęśliwi wtedy zniszczycie sobie życie szybciej niż wam się wydaje.
Czasami lepsza jest szczera rozmowa z przyjacielem jeśli nie mamy odwagi porozmawiać z bliskimi niż zażywanie pozornego "szczęścia".
Dlatego proszę pamiętajcie o tym..
"Ze smutkiem w oczach i bólem w duszy spoglądał na coraz to szybciej pędzący świat, na
zabieganych ludzi, ich roztrzęsione serca, na krzyki, ciągłe pretensje, hałas dookoła niego..."
Subskrybuj:
Posty (Atom)