niedziela, 1 listopada 2020

„Niezłomność człowieka polega na tym, że potrafi poświęcić sprawy ważne dla spraw ważniejszych.”

 Wygląda na to, że minęło 8 lat jak już tutaj dla was, tworzę.

Nigdy bym nie pomyślała, że uda mi się zostać tutaj na tak długo, oczywiście na tym nie spocznę, bo mam nadzieję, że będę tutaj z wami jak najdłużej.
Bo u mnie zawsze co w sercu to i na blogu.
Niektórzy z was są tutaj ze mną od początku, niektórzy przyszli w połowie, a jeszcze inni dołączyli tu może przed chwilą, mimo wszystko mam nadzieje, że będziecie ze mną jak najdłużej.
Cały okres, przez który tutaj dla was tworzę niesamowicie mnie ukształtował.
Oczywiście początkowych wpisów już tutaj nie znajdziecie, bo teraz nie są dla mnie na takim poziomie, który by mnie zadowalał, jednak wszystko zapisało się w pamięci.
Słowem wstępu chciałabym każdemu z was po prostu podziękować za to, że jesteście.
Gdy zakładałam tego bloga byłam bardzo młoda i miałam w sobie dużo naiwności, ponieważ nie posiadałam pewnego dystansu do świata, który posiadać powinnam.
Wydawało mi się, że mocno wierząc w ludzi uda mi się „zbawić świat”.
Nic bardziej mylnego, ponieważ później na każdym kroku słyszałam: „Olu pamiętaj, że świata nie zbawisz”.
Jednak wiecie co ja i tak zawsze, wierzyłam w ludzi.
Wierzyłam w ich wewnętrzne, ukryte dobro i zawsze tłumaczyłam sobie, że jeśli każdemu z nas uda się wpłynąć na jednostkę, to nagle cały świat się zmieni.
Wtedy naiwnie w to wierzyłam.
A dziś wciąż wierzę w ludzi, ale mam w sobie pewną mądrość.
Polega ona na tym, iż wiem, że jeśli człowiek się pogubi w życiu i naprawdę będzie chciał się odnaleźć, to tego dokona.
Jeśli po prostu pogodzi się ze stanem, w którym się aktualnie znajduje i nie będzie chciał zmiany, to się, to nie uda.
Życie kształtowało mnie do tego stopnia, że gdy zawadziłam się na kimś, myślałam, że tak po prostu musi być, że trzeba wybaczać i dalej tkwić w układach, które pozbawiają mnie wiary w samą siebie, dając się przy tym wykorzystywać, ale tylko dlatego, że bardzo zależało mi na ludziach.
Pamiętam, że przez pewien okres swojego życia po prostu akceptowałam, to jak ludzie potrafili manipulować innymi.
I akceptowałam, to ponieważ wydawało mi się, że tylko dzięki temu będę w stanie zatrzymać kogoś przy sobie.
Ale wiecie, dlaczego tak było?
Dlatego, że wierzyłam w ludzi, a nie wierzyłam w samą siebie.
Bo zawsze chciałamby to inni byli szczęśliwi.
By to inni odnosili sukcesy, a ja po prostu ich w tym wspierałam.
Dopiero gdy przyszłam do liceum nauczyłam się pewnego rodzaju egoizmu.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że żeby wierzyć w innych, trzeba najpierw uwierzyć w siebie.
Wtedy zobaczyłam, że każdy tak naprawdę walczy o siebie i często walka ta przeradzała się w dążenie po trupach do celu.
To oznaczało, że dla każdego liczył się tylko jego sukces, nawet jeśli osiągany był kosztem kogoś innego.
Dlaczego?
Bo taki mamy klimat, bo to wejście w dorosłe życie, gdzie przetrwają najsilniejsi, którzy zrozumieją, że nie mogą się oglądać za siebie, tylko by coś osiągnąć muszą, tego dokonać sami.
A wiecie, po czym poznać wartościowe relacje?
Po pierwsze po tym, że jeśli odnosisz sukces dostajesz wsparcie drugiej osoby, a nie zazdrościsz i na odwrót, jeśli ktoś odnosi sukces wspierasz go całym sercem.
Po drugie, gdy odnosisz porażkę lub jesteś na dnie nie zostajesz z tym sam, tylko masz kogoś kto pomoże Ci się podnieść i będzie przy Tobie, a nie odwróci się przez to, że nie jesteś człowiekiem chodzącego sukcesu i przez to pozwoli Ci być na dnie.
Oczywiście, to zawsze musi działać w dwie strony ty również nie możesz pozwolić na to by druga osoba została sama w momencie, kiedy coś się jej w życiu nie powiedzie.
I nareszcie po trzecie czas.
Czas w prawdziwych relacjach jest ważny.
Wiecie dlaczego?
Bo czasami jak słyszę od ludzi, jestem zarobiony nie mam czasu, ciężko podtrzymywać mi kontakt, gdy ciągle coś robię byłoby łatwiej, gdybyśmy razem pracowali, a jak nie widzimy się na co dzień, to nie myślę o kontaktach z ludźmi.
Serio?
Naprawdę?
W XXI wieku, gdy mamy telefony, social media, tak ciężko jest nam mieć kontakt z drugim człowiekiem i znaleźć dla niego czas?
Ja wiem, że życie biegnie w zastraszającym tempie i ciągle jesteśmy w ciągłym biegu.
Lecz powiedzcie mi, jeśli mamy czas obczajać insta, fejsa i masę innych social mediów, to w tym wszystkim nie mamy chwili czasu by zadzwonić, czy napisać krótką wiadomość?
W ten sposób kontakty międzyludzkie równe są zeru.
W dzisiejszych czasach dla każdego z nas liczy się kariera, pieniądze, a nie ludzie.
I co nam z tego wszystkiego skoro i tak na samym końcu zostaniemy z tym wszystkim sami?
I dopiero wtedy zrozumiemy, że się po drodze pogubiliśmy, ale może być już za późno.
Bo może się okazać, że jedyny pociąg odjechał, a my nie zauważyliśmy, nawet kiedy.
Dlatego kochani, pamiętajcie, że życie ma głębszy sens niż pogoń za pieniądzem, karierą i masą innych rzeczy materialnych.
Bo życie ucieka, a my nawet nie wiemy kiedy, bo tracimy pewnego rodzaju poczucie, że jednak w życiu chodzi o coś więcej.
Życzę wam tego byście nigdy się nie zatracili, zawsze wierzyli w siebie, dążyli do celu, ale przy tym nie zapominali o tym, co w życiu najważniejsze.




wtorek, 1 września 2020

“ Nieważne jaki bój toczymy ze światem. Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek. Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek.”

Chociaż sierpień dobiegł już końca, to powiem wam, że bardzo lubię ten miesiąc i zawsze w jakimś stopniu podświadomie na niego czekam. W sierpniu na niebie wieczorami ukazuje się dużo spadających gwiazd.

Zawsze jedna jedyna noc spadających gwiazd, gdy jest ich najwięcej, jest dla mnie w sierpniu najważniejsza.
Od dziecka kochałam godzinami wpatrywać się po prostu w niebo i chyba do tej pory poniekąd tak mi zostało.
Co roku wiadomo układam sobie w głowie marzenia, które mam nadzieje, że dzięki tym gwiazdom się spełnią.
Ale od pewnego momentu zaczęłam rozumieć, że powinnam marzyć o czymś w czym rzeczywiście potrzebna jest mi pomoc od losu.
Kiedyś marzenia były na tyle przyziemne, że tak naprawdę byłabym w stanie spełnić je ciężką pracą, bo nie były niemożliwe do zrealizowania, dlatego przyziemność odrzuciłam na bok!
Zawsze podczas gorszych momentów w życiu wpatruje się w niebo i szukam odpowiedzi albo wypatruje jakiegoś znaku, który w jakiś sposób powie mi co dalej robić.
Ostatnio, gdy wpatrywałam się w niebo po jednym z gorszych dni naszło mnie na refleksje, którą w mojej głowie zrodziło samo życie.
Chodzi tutaj o nas w życiu codziennym.
Nie od dziś wiadomo, że życie to teatr.
Wychodzimy na scenę zakładamy maski, odgrywamy swoje role, kiedy spektakl się skończy schodzimy z niej i co później?
Później nie ma już nic.
A może jednak coś jest tylko my jeszcze nie wiemy co?
Każdego dnia wychodząc z domu zakładamy maski.
Każdy z nas je zakłada -ja też.
Dostosowujemy się do ludzi i sytuacji.
I to nie jest złe o ile jesteśmy w tym szczerzy sami ze sobą.
Tak naprawdę zwykle sobą w stu procentach jesteśmy dopiero w czterech ścianach.
Każdy dzień zmusza nas często do kreowania fałszywych wizji by inni nie zauważyli, że coś jest nie tak.
Wielu ludzi każdego dnia kreuje się na silnych i szczęśliwych.
Tylko po to, by przykryć prawdziwe emocje, by nie wyjść na słabego człowieka.
Przez cały dzień uśmiech nie schodzi im z twarzy, podczas gdy za każdym razem pękają od środka.
W zależności od sytuacji zakładamy maskę, często chcąc się dostosować do otoczenia.
Nie zawsze robimy, to wbrew sobie i wtedy o tyle jest to prawidłowe, że zgadza się z naszą naturą.
Często zakładając maski chcemy by nas zauważono, a może i nawet doceniono.
Wszystko jest dobre, dopóki w tym wszystkim nie zaczynamy okłamywać siebie samych.
Dopóki czujemy, że mamy to pod kontrolą i nikt na tym nie ucierpi.
Każdy człowiek pod jakimś względem z natury jest typem samotnika.
Dobrze czuje się sam w czterech ścianach, kiedy kończy się dzień i w końcu może być sobą pod każdym względem.
Gdy nikt nie widzi, nie będzie w stanie nas ocenić i przyczepić negatywnej łatki na nasz temat.
No właśnie.
Dlaczego często stwarzamy zupełnie inną wizję siebie?
Ponieważ boimy się odrzucenia i tego, że ktoś dostrzeże nasze wady.
Których być może się boimy, które być może skrywamy, a może po prostu walczymy o uznanie albo tak jest po prostu łatwiej.
Jest łatwiej, bo przyzwyczailiśmy się do udawania.
Bo w dzisiejszych czasach w ludzkich głowach okazać słabość to wstyd.
Boimy się potępienia, mimo tego, że każdy z nas może mieć gorszy dzień i jest, to pod każdym względem prawidłowe.
Każdy z nas może mieć zły okres w życiu i to także jest okej.
Często, gdy udajemy zbyt długo silnych od środka pękamy, ale nigdy nie dajemy dostrzec tego drugiej osobie.
Tak łatwiej.
W ten sposób coraz mniej uczymy się życia z emocjami.
Coraz mniej pokazujemy prawdę, którą powinniśmy pokazać, tylko po to, żeby ktoś nie pomyślał, że jesteśmy słabi.
Naturalne jest, że boimy się opinii drugiego człowieka i zwykle staramy się mu raczej przypodobać niż pokazać, że też jesteśmy ludźmi, którzy mają prawo do błędu.
Boimy się okazywać uczucia, dlatego że ktoś kiedyś nas mocno zranił, dlatego te prawdziwe uczucia chowamy pod maskami.
Boimy się zaufać tylko, dlatego, że ktoś kiedyś zawiódł nasze zaufanie.
Boimy się mówić szczerze tylko, przez to, że ktoś kiedyś nas za to skrytykował.
Z natury jako ludzie jesteśmy skłonni do poddawania się manipulacji.
Żyjemy w czasach, w których ciężko jest rozróżnić, czy ktoś jest z nami i nas wspiera naprawdę, czy tylko sztuką manipulacji sprawia, że wierzymy w to, że naprawdę z nami jest.
Najwięcej wątpliwości pojawia się, gdy nasze światy się mieszają.
Kiedy wewnętrznie umieramy, ale nie wiemy kto udaje, że jest przy nas, a kto tak naprawdę z nami jest i do kogo możemy zwrócić się o pomoc, by nie zostać wyśmianym.
Każdą relację poddajemy wątpliwości.
Mętlik w naszej głowie jest tak silny, że sami nie wiemy jak sobie z nim poradzić.
A gdy przychodzi już co do czego okazuje się, że jesteśmy sami.
Może przez to, że w pewnym momencie mamy już dość udawania, więc ludzie się od nas odwracają.
Bo widzą w nas zmianę.
Jesteśmy inni niż zawsze, zaczynamy być szczerzy, zmieniliśmy się.
Tylko przez to, że nie wiedzą, że tacy naprawdę jesteśmy, bo nigdy nie dali nam szansy pokazać siebie od tej prawdziwej strony bądź też sami ciągle udawali.
Pamiętajcie, że choćby nie wiadomo co się stało, zawsze musicie być sobą.
Idźcie do przodu z podniesioną głową.
Mimo tego, co mówią inni, każdy ma prawo do gorszych chwil w życiu, do słabego dnia.
Jeśli w ten sposób tracicie osoby, które z wami „były”.
To oznacza tylko tyle, że nie były naprawdę.
Ważne jest, to by otaczać się ludźmi, którzy akceptują was takimi, jakimi jesteście i nie uciekają w momencie, gdy widzą waszą prawdziwą stronę.
Nigdy nie róbcie nic wbrew sobie, bo nie ma nic gorszego niż oszukiwanie samego siebie.
Jeśli będziecie zawsze prawdziwi w relacjach, które budujecie odpłacą się wam tym samym.
Bo jedną z najważniejszych rzeczy w życiu jest szczerość.











niedziela, 9 sierpnia 2020

„ Wszyscy jednak wiemy dobrze, że słów raz wypowiedzianych nie można cofnąć. Rany się zagoją. Zniszczenia można naprawić. Przebaczenie można otrzymać. Słów nie można wymazać.”

Zauważcie, ile czasu minęło od waszych narodzin do momentu, w którym wypowiedzieliście swoje pierwsze słowo.Każdemu z nas na pewno zajęło, to sporo czasu.                                                 A gdybyście mieli powiedzieć jakie słowa jako pierwsze dzieci wypowiadają najczęściej?

Z całą pewnością do głowy jako pierwsze przyszłyby wam następujące słowa: mama, tata, babcia, dziadek.
Z punktu widzenia języka polskiego są, to wyrazy, które nie są nacechowane pejoratywnie.
To teraz usiądź, przeczytaj, to co chce Ci przekazać, zrozum i zastanów się. 
Czy na co dzień przywiązujesz wagę do słów, które wypowiadasz?
Czy jeśli kierujesz słowa w stosunku do drugiej osoby, zastanawiasz się nad ich wagą i nad tym, czy jeśli usłyszą je od Ciebie będą umieć sobie z nimi poradzić?
No właśnie.
Skoro tak dużo czasu zajęło Ci wypowiedzenie pierwszego słowa w swoim życiu, to dlaczego z taką łatwością przychodzi Ci wypowiadanie tysięcy bezwartościowych, raniących słów przez całe życie?
Słuchajcie, żyjemy w czasach, w których zdecydowanie technologia przysłania nam kontakty międzyludzkie i uczucia.
Mamy coraz mniej czasu.
Jakość słów, które wypowiadamy, piszemy staje się, byle jaka.
Coraz częściej zimne „OK” wysłane SMS-em w biegu staje się powodem odrzucenia kontaktu z drugą osobą.
Zauważcie ile na co dzień drzemie w nas agresji, złości, irytacji czy nawet bezsilności.
Wypowiadamy tysiące słów, które nie mają najmniejszego znacze tym samym przysłaniając wartość tych paru ważnych słów, które podczas całego dnia wypowiadamy stosunkowo rzadko.
Gdy rozmawiamy z drugim człowiekiem, często pytamy: „co tam”, ale czy pytamy o to, bo naprawdę nas, to interesuje, czy po prostu chcemy uśpić w sobie poczucie winy i zapytać dla świętego spokoju, bo odpowiedź i tak zwykle będzie brzmiała: „dobrze”.
Dlaczego coraz rzadziej pytamy drugą osobę o emocje, dlaczego coraz mniej obchodzą nas uczucia?
Opieramy się na rozmowach, które w jakiś sposób istnieją tylko po to, by podtrzymać relacje, a nie po to, żeby uczynić ją prawdziwą.
Coraz częściej oceniamy drugiego człowieka, bez znajomości jego historii.
Kierujemy w jego stronę słowa, których sami nie chcielibyśmy usłyszeć.
Dlaczego więc je kierujemy?
Przecież jako dzieci nie wypowiadaliśmy słów nacechowanych pejoratywnie.
Uczyliśmy się słów, które miały jakąś wartość.
O co więc chodzi?
Właśnie, o to, że kiedy przestajemy być dziećmi, a wchodzimy w fazę dorastania, stajemy przed wyborem, którego sami nie jesteśmy świadomi.
Zatem jaki, to wybór?
Wybieramy, to kim chcemy się stać.
Wybieramy drogę, którą są kontakty międzyludzkie, albo drogę, którą jest kariera.
W końcu zwykle, którego dziecka byście nie zapytali, co chce robić w przyszłości, to zazwyczaj usłyszycie: „karierę”.
I wiecie co gdy już mamy wybór zwykle robimy wszystko na odwrót.
Kiedy widzimy szansę na zaistnienie, na osiągniecie sukcesu, to oczywiście idziemy tą drogą i dążymy do zwycięstwa.
Potem nagle jako ludzie sukcesu budzimy się w pustym łóżku, pokoju, mieszkaniu.
Kiedy osiągamy sukces, wyciągamy telefon i nagle ogarniamy, że nasza lista kontaktów osób, z którymi możemy się tym podzielić, jest pusta.
Wtedy dopiero zaczyna do nas docierać, co po drodze zrobiliśmy źle.
Kiedy mieliśmy przyjaciół, bazowaliśmy na rozmowach podtrzymujących relacje.
Kiedy widzieliśmy osoby, którym w życiu nie powiodło się tak dobrze, jak nam, zwyczajnie je ocenialiśmy albo kierowaliśmy słowa, które sprawiały, że ich szara codzienność stawała się jeszcze bardziej szara, a powód do wstania z łóżka przestawał istnieć.
Czym więc tak naprawdę powinniśmy się kierować w życiu?
Zasadą: najpierw relacje, potem kariera.
Nigdy na odwrót.
Oczywiście prawdziwość tych relacji też na początku powinniśmy ocenić, aby nie obudzić się z niczym.
Bo nagle w pewnym wieku człowiek budzi się i ogarnia, że mimo tego, iż ma wszytko nie ma tak naprawdę nic.
Tak samo jet ze słowami.
Dopiero w pewnym momencie życia poznajemy te pejoratywne słowa, ale na tyle zaczynają być nam bliskie, że tylko nimi potrafimy się posługiwać.
A czy zdajecie sobie sprawę, że ból psychiczny jest o sto razy mocniejszy niż ból fizyczny? Nie?
A może zastanawiacie się jak, to działa.
Dajmy na to zwykły przykład, ktoś was uderzy wiadomo, przez pierwsze sekundy będzie, to ból paraliżujący, ale po tygodniu, czy dwóch nie będzie już po nim śladu i całkowicie zapomnicie, że coś się stało.
Z bólem psychicznym jest natomiast na odwrót, ktoś wam powie coś złego, przez pierwsze momenty zrobicie dobrą minę do złej gry, ale z czasem ból będzie w was narastał.
Do tego będą dochodziły nowe słowa, które przez lata będą się kumulować w was, do tego stopnia, że wasza codzienność będzie na tyle szara, że gdy będziecie szukać powodu, żeby podnieść się z łóżka jedynym powodem będzie praca, która zapewni wam przeżycie, choć i to w tym stanie będzie wam zupełnie obojętne.
Dlatego za każdym razem, jeśli będziesz chciał, kogoś słownie obrazić, czy ocenić, zwłaszcza jeśli go nie znasz, pomyśl.
Pomyśl, że widzisz tylko, to co dana osoba chce, żebyś zobaczył.
Pomyśl, że nie znasz historii tej osoby, a to, co widzisz, to zaledwie 1% tego, co chce Ci pokazać.
I najważniejsze „odwróć piłeczkę” i zastanów się, co byś poczuł, gdybyś był na miejscu tej osoby.
Ja wiem, że świadomość psychologiczna w nas jest wciąż za mała.
Że nie zdajemy sobie sprawy, z pewnych słów, postępowań czy norm, które po prostu są nieetyczne i szkodliwe dla drugiego człowieka.
Możecie mi wierzyć albo nie, ale słowa ranią bardziej niż cokolwiek.
I każdy z nas powinien mieć w sobie pewnego rodzaju świadomość, że słownie również można kogoś tak zranić, że albo przez długi czas nie będzie w stanie się pozbierać, albo nie zrobi tego już nigdy.
Dlatego ważcie słowa, pielęgnujcie relacje i nie zapominajcie o tym, co najważniejsze.



niedziela, 2 sierpnia 2020

„ Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie..”



Całe nasze życie opiera się na dążeniu do perfekcji.
Zazwyczaj chcemy by ludzie postrzegali nas za kogoś więcej.
Za wszelką cenę chcemy pokazać im naszą wartość.
Jaki jest w tym cel?
Każdy człowiek jako istota ludzka skłonny do uczuć chce czuć się po prostu potrzebnym.
Człowiek chce czuć, że komuś na nim zależy i że jego los nie jest obojętny ludziom, których obiera sobie na podróż przez życie.
Kiedy człowiek czuje się samotny zamyka się na świat i wszystko, co go otacza.
Zazwyczaj człowiek nie czuje się samotny przez brak ludzi przy jego boku.
Samotny czuje się przy boku ludzi, którzy sprawiają, że taki jest.
Czasami wydaje się dziwnym, że jako ludzie potrafimy odnosić sukcesy, wspinać się na wyżyny doskonałości, ale jeśli brakuje nam tej iskry, którą jest drugi człowiek świat staje się o wiele bardziej skomplikowany.
Żyjemy w czasach, w których wszystko w świecie zaczyna być chwilowe.
Miłość, przyjaźń czy jakiekolwiek inne więzi oparte na relacji z drugim człowiekiem.
Przestajemy przywiązywać wagę do tego, w jakie relacje wchodzimy i jaką mają one wartość.
Przestajemy się skupiać na wartości, jaką w środku posiada drugi człowiek.
A coraz częściej skupiamy się na wartości portfela drugiej osoby, na markach, jakie nosi i perfumach, którymi się psika.
Dążymy do tego, że świat przejawia się w pewnego rodzaju egoizm.
Coraz mniej marzymy i skupiamy się na przyszłości.
Żyjemy tu i teraz, a relacje budujemy na zasadzie imprez.
Przestajemy zwracać uwagę na to co dana osoba sobą prezentuje, a skupiamy się na tym ile „wlewa” do gardła i jak bardzo jest rozrywkowa.
Oczywiście w życiu wszystko trzeba dobrze wypośrodkować, ale coraz częściej smutek i tęsknotę za posiadaniem prawdziwej relacji odreagowujemy, dobierając sobie chwilowych ludzi, których w większości przypadków nawet nie interesujemy.
W dobie dwudziestego pierwszego wieku po prostu się pogubiliśmy i często stoimy w miejscu nie wiedząc co dalej zrobić.
W tej całej pogoni, o to, by być na topie czasami się zatrzymajmy i pomyślmy.
Czy chociaż raz w tygodniu udaje nam się zrobić coś dla siebie?
Czy chociaż raz na jakiś czas robimy coś dla samorozwoju?
Ile razy świat zaczyna ważyć dla nas tak wiele, że nie jesteśmy w stanie go udźwignąć?
Czy regularnie słuchamy siebie i robimy chociaż jedną rzecz, którą pragniemy zrobić?
Życie jest sumą oddechów, marzeń, pragnień i celów, które w nas żyją.
Dlaczego więc tak bardzo tłumimy je w sobie i nie chcemy im dać zbudować nas na nowo?
Czasami, gdy w naszym życiu pojawiają się problemy, gubimy się i działamy wbrew sobie.
Są takie momenty, kiedy dostajemy od życia takiego kopa, że nic nie ma dla nas już większego sensu.
Ale nie ma go tylko, dlatego, że pozwalamy sobie wpaść w taki dół, z którego czasami bez pomocy drugiej osoby nie jesteśmy w stanie wyjść.
Albo po prostu przyzwyczajamy się do porażki i uczymy się z nią żyć.
Nie o to tutaj chodzi.
Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełniać różnorakie błędy, mamy prawo do zwątpienia, mamy prawo mieć zły humor i czuć się źle.
Jednak nikt nie ma prawa oceniać nas przez pryzmat danej sytuacji, nikt nie ma prawa zabronić nam chwili słabości.
Każdy z nas ma prawo do chwili słabości, ale najważniejsze jest, to by ta słabość nie stała się naszą codziennością.
I byśmy nie nauczyli się z nią żyć.
Powiem wam, że ostatnio w moim życiu wydarzyło się tak wiele, że w pewnym momencie zaczynałam po prostu żyć ze swoją słabością.
Wydawało mi się, że tak po prostu musi być i nie da się zrobić nic innego.
Wtedy na mojej drodze pojawiła się niesamowita kobieta, która uświadomiła mi, że jeśli teraz upadłam, to będę wstanie podnieść się silniejsza.
Powiedziała mi słuchaj nie uważasz, że jeśli los zamyka Ci drzwi, to oznacza, że zostawia Ci otwarte okno?
Czasami musisz pozwolić sobie zrobić krok w tył, by zrobić dwa kroki do przodu.
I wiecie, co w tym wszystkim było dla mnie najważniejsze?
To, że mogłam się z kimś podzielić swoimi błędami, a ta osoba nie oceniała tylko słuchała i dała siłę do tego, żeby się podnieść, a jednocześnie obudziła we mnie nową pasję i sprawiła, że na mojej drodze pojawiły się nowe cele i marzenia.
Myślę, że to właśnie jako ludzie doceniamy najbardziej, kiedy osoba, której zaufamy zwyczajnie nas nie ocenia, a potrafi sprawić, że nadzieja odżywa w nas na nowo.
Wiem, że jako ludzie mamy taki temperament, że denerwujemy się na drugą osobę, kiedy wpadamy w dół, a druga osoba słowami próbuje nam pomóc, wtedy często uważamy, że to tylko puste słowa bez wartości.
Ale wiecie co?
Nie powinniśmy do tego podchodzić tak krytycznie, bo musimy mieć na uwadze, że często drugiemu człowiekowi bardzo ciężko wczuć się w naszą sytuację, jeśli nie przechodził, przez to, co my.
I czasami dobre słowo i obecność, to wszystko, co dana osoba jest w stanie dla nas zrobić.
Dlatego nie powinniśmy zbyt wiele wymagać od drugiej osoby.
Bo czasami, to co robi, to wszystko, co jest w stanie zrobić dla nas.
Wiadomo, że choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo chcieli nie jesteśmy w stanie wczuć się w czyjąś sytuację, a tym bardziej wziąć jej cierpienia na siebie.
Wiadomo, że tego też musimy się nauczyć, bo nie zawsze przychodzi nam, to łatwo, ale będąc wyrozumiałym dla siebie, musimy być także wyrozumiali, dla innych.
Pamiętajcie o tym, że nie ważne jak źle jest w danym momencie, to tylko moment, który prędzej, czy później minie.
Jeśli jest, źle pozwólmy sobie na chwile słabości, ale nie oszukujmy siebie i innych, że jest dobrze, bo o ile kogoś oszukamy, to samych siebie nie uda nam się oszukać.
A często kluczem do wewnętrznego spokoju i szczęścia jest szczera rozmowa.
Później pozostaje już tylko znalezienie czegoś, co pomoże nam na nowo wziąć rozbieg.



niedziela, 14 czerwca 2020

„Bez Twojego pozwolenia nikt nie może sprawić, że poczujesz się gorszy...”

W dzisiejszych czasach z pewnością siebie bywa bardzo różnie. Niektórzy od początku swojego istnienia ją mają, innym jej brakuje. Co więc z tymi, którym jej brak?
Zazwyczaj brakuje im odwagi do realizowania swoich marzeń i obierania celów, ponieważ oglądają się za siebie jednocześnie, bojąc się opinii innych ludzi.
To przykre, że żyjemy w czasach, w których opinia innych ludzi ma bardzo duży wpływ na naszą psychikę i chęć samorealizacji.
Wszystko zależy także od psychiki.
Są osoby, którym opinia ludzi, jest kompletnie obojętna, dzięki czemu zawzięcie, dążą do obranego sobie celu.
Inni natomiast z obawy przed opinią innych i paraliżującym strachem ciągle będą stać w miejscu.
Pewność siebie powinna być budowana w nas od najmłodszych lat.
I tutaj pojawia się problem.
Większość naszej drogi, podczas której budujemy pewność siebie stanowi szkoła.
Tutaj jednak temat jest o tyle trudny, że wśród tylu różnych osobowości bardzo trudno się odnaleźć.
Mnie samej bardzo trudno było się odnaleźć w szkole, przez co byłam niepewna siebie i brakowało mi odwagi do realizacji.
Od najmłodszych lat zawsze pasjonowałam się muzyką, ale odkąd pamiętam miałam bardzo duże problemy z występami publicznymi.
Kochałam śpiewać, kiedyś to było można powiedzieć całe moje życie.
Pamiętam, że w 5 klasie podstawówki ktoś uwierzył we mnie na tyle, że udało mi się przezwyciężyć strach i z ogromnym stresem wyszłam na scenę i zaśpiewałam.
Pamiętam, to jak dziś.
Pierwsze momenty i ogromny stres, ale później jakoś, to płynęło, bo kochałam ten stan i wiedziałam, że są osoby, które naprawdę wierzą, że może mi się udać. A ja tylko na scenie w stu procentach byłam w stanie poczuć się sobą.
Jednak przez cały ten okres sama z siebie nie potrafiłam wyjść i zaśpiewać.
Zawsze w głowie miałam to, że mogą się ze mnie śmiać, że mój głos jest brzydki, że zaśpiewam nieczysto albo po prostu mi nie wyjdzie.
Na scenę zawsze wychodziłam, bo czułam czyjeś wsparcie, bo czułam, że ktoś jest w stanie uwierzyć we mnie, kiedy ja sama nie mogę tego zrobić.
Potem przyszło gimnazjum i sytuacja analogicznie była podobna tylko wtedy na mojej drodze pojawił się niemiecki.
Teoretycznie pasja, która nie wymaga wystąpień publicznych, a nawet przecież nikt nie może mnie za taką, a nie inną, pasje krytykować.
Przynajmniej wtedy mi się tak wydawało, jak się szybko okazało mój tok rozumowania był błędny.
A ludzie byli różni.
Myślę, że każdy z was zdaje sobie sprawę jak wiele złego opinia innych może zdziałać.
Zwłaszcza w szkole.
Przykładowo zawsze każdy dziwił się, że o wiele bardziej wolę niemiecki, a do angielskiego nie potrafię się przekonać.
U mnie wyglądało to tak, że wszystko zawsze brałam do siebie.
Wiecie tutaj, że mam nieładny akcent albo na starcie dla wielu ludzi moja pasja do niemieckiego wykluczała znajomość angielskiego na jakimkolwiek poziomie.
Mimo że, pamiętam okres w swoim życiu kiedy, to właśnie angielski grał w nim główną rolę.
Później przez brak wiary w siebie zamykałam się do tego stopnia, że na językach zawsze siedziałam cicho i gdybym tylko mogła, to stałabym się niewidzialna.
Tylko po to, żebym nie musiała przeczytać żadnego zadania czy odezwać się po niemiecku lub angielsku, żeby nikt nie usłyszał mojego akcentu.
Zwłaszcza kiedy widziałam, że wśród mnie było tyle świetnych osób z języków, a ja wiedziałam, że do tak owych się nie zaliczałam.
Dlatego każda nauka angielskiego była dla mnie katorgą i trwała w nieskończoność wiążąc się jednocześnie z pewnego rodzaju strachem.
Niemieckiego uczyłam się z przyjemnością, ale tylko dlatego, że na poziomie gimnazjum ktoś bardzo mocno we mnie uwierzył i pozwolił rozwinąć mi skrzydła, dzięki czemu mogłam się w tym rozwinąć i zawsze w chwilach zwątpienia wiedziałam, że jest ktoś kto wierzy, że mi się uda.
Potem przyszło liceum.
Które do tej pory jest pewnego rodzaju niewyjaśnionym etapem w moim życiu, którego nigdy nie zrozumiem.
Pamiętam, że pierwsze miesiące w liceum, to był dla mnie istny kosmos, ale tylko przez to, że nie potrafiłam się odnaleźć.
Przez to, że ciągle zastanawiałam się, czy wypadnę dobrze na tle innych.
Pierwsze miesiące w liceum mijały mi na zastanawianiu się co ja tutaj tak naprawdę robię.
Czas mnie mocno identyfikował.
Niby byłam w liceum, w którym chciałam być, ale nie wiedziałam za bardzo po co.
Cały czas próbowałam się odnaleźć i miałam istny mętlik w głowie.
Byłam niepewna i zestresowana.
Pamiętam, że wtedy bardzo mocno myślałam nad przeniesieniem się do technikum, ale wiedziałam, że tam też nie potrafiłabym się odnaleźć i byłoby to zamiatanie problemu pod dywan.
Zwłaszcza że nigdy nie byłam jakoś szczególnie ukierunkowana pod dany zawód.
Dlatego też przecież poszłam do liceum.
Liceum zrodziło we mnie nowe wątpliwości.
Kiedy wybierałam rozszerzenia miałam teoretycznie wolną rękę, a mimo to byłam pewna tylko jednego.
Język polski, tak to był jedyny przedmiot, który mógł być ze mną zawsze i na zawsze.
Może to przez to, że ja zawsze kochałam pisać, kiedy tylko na lekcji dostawałam kartkę i długopis mogłam pisać w nieskończoność.
Zawsze totalnie się wyłączałam i mogłam tak pisać i pisać, ponieważ w tym czułam całkowite spełnienie.
Jednak to dopiero liceum nauczyło mnie walki o siebie w wielkim świecie.
W liceum dopiero zrozumiałam, że żeby coś osiągnąć, trzeba wierzyć w siebie, ponieważ jeśli ja w siebie nie uwierzę nikt inny za mnie tego nie zrobi.
Dopiero liceum uświadomiło mi, że to, kim będę zależy tylko ode mnie, że niczyja opinia nie ma na to nawet najmniejszego wpływu.
Wcześniej myślałam w kategorii, że test predyspozycji zawodowych będzie miał ogromny wpływ na moje życie.
I nawet przez chwile tak było.
Pamiętam, że ludzi zawsze się rozgraniczało na humanistów i ścisłowców, co też z jednej strony wydaje się dość krzywdzące.
Pamiętam, że po zrobieniu paru testów nie dowiedziałam się niczego wiążącego jedynie tego, że nie da się mnie jednoznacznie przyporządkować do danej grupy, bo do każdej w jakimś stopniu pasuje i tak naprawdę, to chyba jestem jakaś dziwna.
Wtedy pomyślałam sobie.
Serio? Naprawdę?
Naprawdę jakiś test ma być wiążący, z tym do jakiej „grupy” ludzi można mnie zaliczyć?
Że matematykiem nie będę to wiedziałam chyba od zawsze, zresztą tak też każdy mi powtarzał.
Jakoś nigdy nie było mi po drodze z matmą i zwykle raczej od niej uciekałam. Co najlepsze liceum bardzo pod tym kątem mnie zidentyfikowało i tak też trafiłam na rozszerzenie właśnie z matematyki.
To był moment w moim życiu, kiedy osiągnęłam wewnętrzny bunt. Stwierdziłam, że ze swoimi demonami trzeba walczyć, a nie dawać im wygrać. Wtedy wbrew wszystkiemu i wszystkim postanowiłam, że pójdę na rozszerzenie z matmy i stawie jej czoła.
Mimo że, wcześniejsze moje plany odnośnie do rozszerzenia były zupełnie inne, ale kiedy już nie miałam wyboru zbyt wielkiego pomyślałam, że może właśnie, to jest znak, że wszystkim udowodnię, że się mylą i jednak sobie poradzę.
Życie jak to życie bardzo szybko zidentyfikowało mnie, ale mimo wszystko dzięki temu poznałam naprawdę wspaniałych ludzi z pasją, od których wiele się nauczyłam i których bardzo podziwiam.
Jak to mówią, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
A uważam, że naprawdę warto wszelkim przeszkodom stawiać czoła nie uciekając od nich bo, to dzięki nim stajemy się silniejsi.
Dopiero liceum nauczyło mnie wiary w siebie i swoje możliwości, uświadamiając jednocześnie, że jeżeli sama w siebie nie uwierzę nikt inny tego za mnie nie zrobi.
Może teraz zastanawiacie się co chce wam przekazać tym wpisem, ale właśnie na podstawie mojej historii chcę wam powiedzieć, że wiara w siebie i w swoje możliwości jest ogromnie ważna.
Musicie mieć świadomość tego, że bez wiary w siebie i swoje możliwości będziecie stać w miejscu.
Pamiętajcie, że opinia innych ludzi nie jest wiążąca dla waszego życia. Najważniejsze jest to żebyście dążyli do celu, szli przed siebie, spełniali się i realizowali wszystko, to co zrealizować chcecie.
Nie oglądajcie się za siebie na innych ludzi, liczy się tylko to co wy czujecie i chcecie osiągnąć.
Jeśli całe życie powtarzają Ci, że nie będziesz matematykiem, a chcesz nim być, to nim zostań. Twoje życie zależy tylko od Ciebie. Jeżeli powtarzają Ci, że brzydko śpiewasz, a chcesz, to robić, to nie zważaj na opinie innych pamiętając jednocześnie, że trening czyni mistrza.
Kierując się moim przykładem mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie wszystkie te lepsze i te gorsze etapy w życiu, które przeżyłam dziś nie wiedziałabym tak wiele.
Przede wszystkim nie wiedziałabym, że najważniejsza jest wiara w siebie.
Bo jeśli ją masz jesteś w stanie stawić czoła każdej przeszkodzie jaką tylko spotkasz na swojej drodze.
W tym wszystkim nie zamykajmy się jednak na dobrych doradców i dobrą krytykę.
Krytyka jest w naszym życiu bardzo ważna o ile jest ona konstruktywna i uzasadniona oraz adekwatna do danej sytuacji i oczywiście, jeśli nie płynie z czystej zazdrości.
Dzięki niej często możemy stawać się lepsi i czyimś okiem widzieć błędy, których sami nie jesteśmy w stanie wyłapać.
Pamiętaj, jeśli ty w siebie nie uwierzysz, nikt inny tego za Ciebie nie zrobi! 💪🏻

„Jeśli usłyszysz wewnątrz siebie głos mówiący: „nie możesz malować”, to za wszelką cenę maluj, a ten głos ucichnie..” 
~ Vincent Van Gogh