wtorek, 27 grudnia 2016

Podsumowanie niemieckiego roku.

Rok dwutysięczny szesnasty dobiega końca. Nawet nie wiem kiedy to minęło? Dlaczego tak szybko? Wiem, ze czas biegnie nieubłaganie, ale że aż tak? Pamiętam jak nie dawno pisałam podsumowanie dwutysięcznego piętnastego: http://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2015/12/rok-2015-rokiem-rewolucji.html Jak co roku chciałabym zaakcentować ze ten rok był jak nigdy dotąd.
Co roku mam wrażenie, ze kiedy się kończy jest najbardziej przełomowym rokiem.
Jednak potem dzieje się tyle rzeczy, ze każdy rok na swój sposób jest dla mnie najbardziej przełomowy.
Ten rok w stu procentach był wyjątkowy, ponieważ władze nad nim przejęła kultura niemiecka.
Mimo ze się broniłam stało się... niemiecki stał się kolejną ważną dla mnie wartością.
Może wydać wam się to śmieszne mnie tez pewnie gdybym rok temu coś takiego przeczytała wydało się to śmieszne. Jednak to niemiecki jest sprawcą odniesionych przeze mnie sukcesów.
Rok 2015/16 był szczególne ciężki, ponieważ jak wiecie zmieniłam wtedy szkołę.
Mimo ze wszytko wydawało się być cudowne tak naprawdę było, ale złudzeniem.
Rok dwutysięczny szesnasty rokiem rewolucji..
Mówią, że jak się rok rozpocznie taki będzie on już do samego końca dlatego mam nadzieje, że pisząc podsumowanie dwutysięcznego siedemnastego będę mogła napisać tak to był ten rok!
W dwutysięcznym szesnastym było dobrze co nie zmienia faktu, że zawsze mogło być lepiej.
Myślę że był to rok stabilizacji i ogólnych zmian.
Przyznam się wam szczerze, ze nie spodziewałam się ani trochę tego co wydarzyło się w tym roku.
Nie spodziewałam się, że niemiecki odegra tak wielką rolę w moim życiu, nie spodziewałam się także tego, że ja sama ulegnę takim zmianą.
Jak to się stało?
Sama zadaje sobie to pytanie.
Gdy już zaczęło się jedno to pociągnęło za sobą wszystko.
Nie wiem nawet od czego zacząć opowieść o dwutysięcznym szesnastym więc zacznę od początku.
Zawsze byłam osobą, która nie lubiła zmian pewnie dlatego z zaaklimatyzowaniem się w nowej szkole miałam tyle problemów.
Mimo że od zawsze jestem pełna energii i kocham jak dużo się dzieje w nowej szkole starałam się być opanowana.
Jak każdy miałam swojego bzika którym między innymi było pisarstwo, niemiecki, czy śpiew dlatego stwierdziłam, że
w nowej szkole nie chce się z tym afiszować.
Jednak wiecie nowa szkoła nowi znajomi wiec długo nie czekałam aż kilka osób się dowiedziało o tym, że prowadzę bloga potem o z dnia na dzień wiedziało ich coraz więcej.
Im bardziej przyzwyczajałam się do tej szkoły tym bardziej chciałam uciec w cień wiecie, jak to jest w nowym otoczeniu nigdy nie wiadomo na ile można sobie pozwolić.
Na drodze dwutysięcznego szesnastego miałam okazje brać udział w wielu konkursach, jak pamiętacie jednym z większych konkursów był konkurs na bloga roku, ale pojawiały się tez dużo mniejsze konkursy muzyczne.
I o ile w żadnym konkursie muzycznym mi się nie powiodło to w konkursie pisarskim udało mi się zająć drugie miejsce co było dla mnie ogromnym osiągnięciem.
Obudziło to we mnie w jakimś stopniu wiarę w siebie i pozwolili stać się pewniejszą w prowadzeniu bloga.
Pewnie zastanawiacie się czemu wszystko zawdzięczam właśnie językowi niemieckiemu...
Sama nie wiem może to jakieś przeznaczenie? ;)
Tutaj oczywiście żartuje, ale to właśnie niemiecki sprawił, że poznałam dużo wyjątkowych osób na grupach,
czy stronach poświęconych właśnie jemu.
Może pamiętacie mój wyjazd do Warszawy z OKejem?
Jeśli nie to przeżyjmy to jeszcze raz: http://aleksandraolejniczak.blogspot.com/2016/06/sen-o-warszawie.html
To była jedna z rzeczy, która wydarzyła się właśnie dzięki niemieckiemu.
Nieprawdopodobne? A jednak..
Jak wiecie tworze a przynajmniej staram się tworzyć dużo filmików.
Właśnie w dwutysięcznym szesnastym po czterech latach montażu mogłam się wykazać tworząc filmiki związane
z niemieckim.
Co za tym idzie w wakacje zostałam zauważona i dostałam dosyć atrakcyjną propozycję.
Wiedziały o tym bodajże tylko dwie osoby i ktoś będący na moim miejscu pewnie bez zastanowienia ową ofertę by przyjął.
Jednak przyznaję się, że ja jestem inna i wiele rzeczy robię na opak i jak się możecie już domyślać ową ofertę odrzuciłam.
Chwilami może i żałuję bo moje życie potoczyłoby się na pewno inaczej, ale ja nie szukam i nigdy nie szukałam poklasków dlatego dobrze mi tu gdzie jestem.
W tym roku miałam szansę także uczestniczyć w wielu projektach organizowanych w mojej szkole i każdy był wyjątkowy, ale takim najbardziej wartym zwrócenia uwagi był zdecydowanie POLICHROM.
Mimo że nadal mam przyjemność w nim uczestniczyć co możecie widzieć na moim fb jak i instagramie, czy youtube
to chciałabym wspomnieć o poprzednim roku szkolnym.
Co prawda dołączając do tego nie miałam pojęcia tak naprawdę o co w tym chodzi dopiero podczas działań skumałam co i jak.
Nazwa może jest dla was dziwna, ale polichrom to nic innego jak działania wolontariackie tylko takie drużynowe podczas, których wykonuje się różne misje i zadania.
Powiem wam szczerze, że jest to coś naprawdę cudownego.
Nie wyobrażałam sobie nigdy, że zwyczajne działania na rzecz drugiego człowieka mogą sprawiać tyle przyjemności i dawać taką radość.
Gdybym chciała opisać wam wszystko dokładnie pewnie zajęłoby mi to kilka dni, a notka ciągła by się w nieskończoność opisałam wam jednak najważniejsze wydarzenia mojego roku dwutysięcznego szesnastego.
Ten rok nauczył mnie walczyć o marzenia w końcu jeśli nam na czymś zależy to bez względu na wszystkie przeciwieństwa powinniśmy walczyć mimo wszystko.
Moja rada na nadchodzący rok albo nawet i prośba:
Jeśli macie jakiś cel walczcie o niego do końca.
Nie ważne czy kochasz język rosyjski i wszyscy się z Ciebie śmieją powtarzając, że to język wroga.
Nie ważne czy śpiewasz, a każdy wmawia Ci, że tego nie potrafisz.
Po prostu rób to co robisz!
Idź do przodu i nie zatrzymuj się pokaż im, że potrafisz mimo ich gadania.
Ważne żebyś to ty był/była szczęśliwa, ludzie to ludzie zawsze będą gadać, ale ty się nie daj!

"Genau, das ist dein Leben. Das ist wie du lebst.

Warum wir manchmal fliegen; nichtmal wissen wie es geht.
Und wir immer wieder aufstehen und anfangen zu gehen.
Ja genau, das ist dein Leben und du wirst es nie verstehen."

piątek, 9 grudnia 2016

Du ich glaub daran dass wenn was schwer wiegt einfach anzufangen auch wenn tonnen tränen entgegen kommen kannst du es trotzdem wagen.

Za oknem zima a w moim sercu wciąż jesień. Jeszcze nie dawno były wakacje, a teraz do nowego roku zostały raptem trzy tygodnie. Zastanawiam się kiedy to zleciało nie dawno był rok 2015, a już niedługo powitamy nowy 2017 rok. Patrząc w przyszłość jestem ciekawa tego co nam przyniesie jednak mam nadzieję, że nadchodząca przyszłość i nowy rok bedzie dużo lepszy od obecnego roku i teraźniejszości. Każde piątkowe wieczory zazwyczaj skłaniają mnie do refleksji tak jest i dzisiaj, kiedy w końcu po miesiącu zebrałam się w sobie na to by cokolwiek tutaj napisać. Jak każdy człowiek uwielbiam moment, w którym nie muszę się martwić o jutro. U mnie dzieje się to zazwyczaj wtedy kiedy kończy się tydzień szkoły i wiem, że nadchodzący weekend mimo wszystko bedzie chwilą pauzy. Jak już dobrze wiecie uwielbiam obserwować ludzi to właśnie na ich podstawie i swoich doświadczeniach tworze tego bloga. Jestem typem człowieka, który jadąc autobusem albo ogólnie mijając ludzi ze swojego otoczenia w szkole, czy na ulicy, niby zwyczajnie obserwuje ich zachowania. W mojej głowie jednak na podstawie samych ludzi tworzy się wiele teorii. Sama nie wiem czemu tak jest może przez to, że z zupełnie zwykłego spojrzenia człowieka można wyczytać naprawdę wiele. Jak każdy czasami mam taką chwilę, że lubię po prostu wyjść ze słuchawkami w uszach i nawet bez konkretnego celu znajdywać się w wielu miejscach co w moim mieście jest możliwe. W ostatni piątek właśnie miałam taki moment, w którym przemieszczając się autobusem obserwowałam wielu ludzi i wiele zachowań. Przyznam się wam szczerze, że tamten piątek zapadł mi w pamięć jak żaden dzień dotąd. Pozornie zwykły dzień stał się dniem ogólnego rozłamu. Jadąc w autobusie zastanawiałam się nad celami życiowymi. Przecież każdy tak owe posiada. Kiedy spojrzałam na ludzi, w mojej głowie roiło się od myśli. Każda twarz człowieka miała zupełnie inny wyraz w tym wszystkim tylko jedna jedyna osoba spośród całego tłumu miała uśmiech na twarzy i stwarzała pozory szczęśliwej co kryło się jednak w jej wnętrzu? Na to odpowiedzi nie znam.  Zwyczajnie po ludzku było mi żal tych osób. Wielu z nich wyglądało jakby poszukiwało zwykłego sensu. Ludzie tego dnia wyglądali jak zagubieni. Wiele wyrazów twarzy wskazywało na zawód - jakby odnieśli porażkę, z której nie potrafili się podnieść. Niektórych oczy patrzyły z nadzieją na lepsze jutro, a niektórzy błądzili wzrokiem w zwyczajnej przyszłości albo zastanawiali się nad przeszłością. To co piszę może wam się wydać głupie, ale ile razy tak naprawdę jadąc autobusem, czy mijając wokół siebie ludzi staraliście się spojrzeć na nich i przez chwile spróbować poczuć to co mówią ich oczy. Niby banalne i ktoś może się zastanawiać nad sensem tego, ale patrząc na ludzi z ich spojrzenia możemy  wiele wyczytać co jest udowodnione psychologicznie. Codziennie tak naprawdę błądzimy dążąc do celu, szukając jakiegokolwiek sensu w tym co robimy. Czy tak naprawdę w naszej codzienności mamy chwile by zatrzymać się zapominając o wszystkim dając ponieść się chwili?  Życie człowieka w większości opiera się na problemach, smutkach, porażkach wtedy przychodzi jedno pytanie, czy warto? Mimo ze chcielibyśmy żyć według zasady by chwytać dzień to w naszym życiu  wśród ciągłych trosk nie ma na to czasu. Pamiętajcie, że gdy wam coś nie wychodzi, nie macie kompletnie siły i wszystko was przerasta włączcie hamulec i po prostu uśmiechajcie się. Mówią, że uśmiech jest wizytówką człowieka. Zgadzam  się z tym w stu procentach dlatego, że gdy nie macie już siły, a uśmiechacie się działacie przekornie wobec losu.
Uśmiechając się nie tylko działacie na korzyść swoją, ale także innych ludzi. Czasami nie zdajecie sobie sprawy, ale zwykły ludzki odruch taki jak uśmiech do drugiej osoby może zdziałać naprawdę wiele.
Ile?
Przekonajcie się sami.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Życie od strony Berlina Zachodniego..

Czasami nasze życie w nieoczekiwany sposób przywiera różne zwroty akcji.
Jednak czy do końca mamy nad tym władzę?
W końcu po pewnym czasie kiedy zaczniemy już coś robić przywykniemy do tego i nie będziemy znali umiaru tracąc nad tym co robimy kontrolę.
Często w naszym życiu robimy różne rzeczy czasami świadomie, a czasami nie.
Jak wiadomo  każde nasze postępowanie ma skutek w późniejszych momentach naszego życia.
Z pozoru najmniejsze rzeczy mogą nieść bardzo duże skutki rzutujące na naszą przyszłość.
Do tych i wielu innych przemyśleń skłonił mnie dziś spektakl za tytułowany "My dzieci z dworca ZOO", na którym byłam wraz ze szkołą.
Na początku kiedy usłyszałam, że jedziemy na ten spektakl nic wielkiego mi to nie mówiło.
Co prawda słyszałam wcześniej, że jest to książka oparta na prawdziwych zdarzeniach, w której poruszony jest temat uzależnienia od narkotyków.
Przyznam wam się szczerze, że jeszcze wtedy nie podejrzewałam, że ten z pozoru zwykły spektakl wywrze we mnie tyle emocji.
Na początku wydawało mi się to  takie spokojne i myślałam, że nie będę tego przeżywać tak emocjonalnie, jak zazwyczaj przeżywam różne tego typu historie.
No i już po paru minutach oglądania mój nastrój radykalnie się zmieniał.
Na początku gdzieś tkwiła we mnie złość i myśl czy ten kraj Niemiecki jest taki zły?
W końcu nie ustaję w jego fascynacji, a tutaj można powiedzieć wszystko co ma jakieś gorsze podłoże pokazane jest na tle niemieckim.
Pokrótce stwierdziłam, że nie będę na to zwracać zupełnie uwagi, ponieważ taka historia mogła się wydarzyć równie dobrze w Polsce.
Zresztą nie mamy pewności, czy codziennie na całym świecie nie wydarzają się podobne historie w końcu ludzie, których mijamy z pozoru wydają nam się normalni.
Można powiedzieć, że szczęśliwi, ponieważ mijamy człowieka widzimy, że uśmiech mu z twarzy nie schodzi to o pewnie nie ma żadnych problemów wszystko u niego w porządku.
Zazwyczaj jest to tylko pozorne wrażenie, iż ludzie tak naprawdę otwierają się w swoich czterech ścianach, kiedy zostają sami.
Jeszcze niedawno wydawało mi się, że środowisko nie ma na nas dużego wpływu.
Ten spektakl pokazał mi, że są to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia.
Główna bohaterka spektaklu na początku normalna dziewczyna można powiedzieć niczego jej nie brakuje.
Gdy jednak zagłębiamy się bardziej w jej historie zaczynamy wszystko rozumieć.
Na samym początku widzimy dziewczynę pozornie szczęśliwą, która wraca z opóźnieniem do szkoły po dwu tygodniowych wakacjach za dobre oceny.
Domyślić się można, że jest to jej nowa szkoła bo nie zna nikogo i próbuję "wkupić" się w łaski najpopularniejszej dziewczyny w szkole.
Później widzimy, że jej się to udaje jednak nie zdajemy sobie sprawy jaki skutek będzie to miało w jej przyszłości.
No i zaczyna się popada w nałóg na samym początku wydaje jej się jednak, że ma władzę nad tym i jak twierdzi nie sięgnie po nic mocniejszego.
Wtedy na jej drodze pojawia się chłopak w tym momencie sięga po coraz mocniejsze środki i tak tkwi w błędnym kole.
Niby później poddaje się domowemu detoksowi, ale jej silna wola długo nie trwa w końcu sięga po narkotyki i droga, którą zbudowała w jednej sekundzie zostaje zburzona.
Potem by zdobyć narkotyki niszczy sobie życie coraz bardziej do momentu, kiedy ze swoją przyjaciółką nie trafia na policję, a potem na odwyk.
Obydwie są dla siebie wsparciem podczas odwyku dopóki nie zostają rozdzielone, ponieważ okazuje się, że jej przyjaciółka jest, poważnie chora.
Mimo rozłąki naszej bohaterce udaje się wymknąć do swojej przyjaciółki jednak zastaje ją nieżywą bo jak się okazuje chłopak jej przyjaciółki podrzuca jej przez okno narkotyki, a ta biorąc większą dawkę niż powinna umiera.
Można uznać, że jest to moment najgorszy podczas terapii jednak nasza bohaterka wtedy otwiera oczy i próbuję wydostać się z dołka póki nie jest jeszcze za późno.
O dalszy losach bohaterki mówi książka napisana przez nią samą "Życie mimo wszystko".
Szczerze mówiąc po dzisiejszym spektaklu czuję pewien niedosyt i jestem strasznie ciekawa tej książki i moim wyzwaniem jest przeczytanie jej, ale pisanej oryginalnie po niemiecku.
Tym spektaklem chciałam nawiązać do tego, że to co robimy ma naprawdę ogromne znaczenie.
Sama  dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy co uświadomi mi ten spektakl.
Jednak teraz wiem, że to tylko my mamy wpływ na naszą przyszłość i tylko od nas zależy to, czy nasza przyszłość będzie godną przyszłością.
Pozornie może nam się zdawać, że mamy władzę nad tym co robimy jednak w momencie, kiedy uzależniamy się tracimy nad tym całkowitą kontrolę.
Najczęściej to różnego rodzaju problemy przytłaczają nas do tego stopnia, że chcąc zapomnieć sięgamy po różnego rodzaju środki.
Narkotyki są wyjściem, ale tylko na chwilę.
Sama nie rozumiem, czy nasze problemy są naprawdę wartę tego żeby niszczyć sobie życie i przyszłość, która mogłaby być dla nas lepsza niż dotychczasowe życie.
Zdaję sobie sprawę, że to siedzi w psychice i nawet dla tej chwili, w której wszystko wydaje się lepsze zatracamy się dosyć często bezpowrotnie.
Niewielu z nas jednak budzi się z tego amoku w odpowiednim momencie.
Sama bohaterka opisywała, że gdy zażywała narkotyki miała zupełnie inne spojrzenie na to wszystko.
Wtedy jej problemy nie były już dla niej problemami i przez tę chwilę czułą się szczęśliwa.
Jak pokazała dalsza część spektaklu jej przyjaciele za chwilę szczęścia oddali swoje życie.
Każdy z nas dobrze wie, że życie jest nie sprawiedliwe i pełne problemów.
Często nie daje nam w ogóle jakichkolwiek powodów do radości.
Wielu z nas chciało by to wszystko po prostu rzucić i uciec gdzieś daleko nie zważając już na nic.
Podobno życie kopie każdego z nas po równo - tak mówią.
Nie jest to do końca prawdą bo jedni za chwilę cierpienia do stają moc szczęścia.
A inni za długie cierpienie dostają za ledwie chwile radości.
Sama dosyć często zastanawiam się co ma w sobie ten cały sens życia.
W końcu niby jako ludzie mamy jakąś misję podobno...
Pamiętajcie jednak, że człowiek jest w stanie udźwignąć więcej niż mu się wydaję.
I mimo tego, że codziennie borykamy się z wieloma problemami jesteśmy je w stanie przetrzymać.
Wiem, że czasem brakuje sił i wiary w to, że się uda.
Jednak mimo wszystko gdy już sobie nie radzicie nie sięgajcie po coś tylko dlatego, że przez chwilę będziecie szczęśliwi wtedy zniszczycie sobie życie szybciej niż wam się wydaje.
Czasami lepsza jest szczera rozmowa z przyjacielem jeśli nie mamy odwagi porozmawiać z bliskimi niż zażywanie pozornego "szczęścia".
Dlatego proszę pamiętajcie o tym..

"Ze smut­kiem w oczach i bólem w duszy spoglądał na co­raz to szyb­ciej pędzący świat, na 
za­biega­nych ludzi, ich roz­trzęsione ser­ca, na krzy­ki, ciągłe pre­ten­sje, hałas dookoła niego..."

Znalezione obrazy dla zapytania zdjecie my dzieci z dworca zoo

piątek, 4 listopada 2016

Rola przyjaźni w naszym życiu.

Każdy z Was pew­nie wie, co to zna­czy mieć przy­ja­ciela. 
Niek­tó­rzy z Was może jesz­cze nie zna­leźli tego praw­dzi­wego, ale w swoim życiu pew­nie doświad­czyli cze­goś takiego jak przy­jaźń. 
Pew­nie, gdy­bym Was zapy­tała, co to jest, przy­jaźń wiele osób odpo­wie­dzia­łoby, że jest to po pro­stu rela­cja mię­dzy dwoma oso­bami, które się bar­dzo lubią. 
Cza­sami podzi­wiam małe dzieci, ponie­waż są tak bar­dzo otwarte na nowych kole­gó­w/ko­le­żanki, że już po krót­kiej chwili stają się oni ich przy­ja­ciółmi.
Zapewne przez to, że po pro­stu małe dzieci nie znają jesz­cze wielu wad życia, które kryją się za każ­dym zakrę­tem.
Sama pamię­tam, że gdy byłam, mniej­sza nad uży­wa­łam słowa przy­ja­ciel i na pewno zazwy­czaj nie sto­so­wa­łam go wobec osób, które na to zasłu­żyły. 
W końcu dzieci są bar­dzo ufne i nie znają zawi­ści, fał­szy­wo­ści, czy innych
nie­po­ko­ją­cych cech ludz­kich, które obja­wiają się w póź­niej­szym eta­pie naszego życia. 
Obser­wu­jąc ludzi i samą sie­bie zauwa­ży­łam, że w momen­cie, w któ­rym czło­wiek się prze­je­dzie na swo­ich „przy­ja­cio­łach” zaczyna być nie­ufny w sto­sunku do nowych osób poja­wiających się na jego dro­dze.
Z jed­nej strony nie jest, to dobre w końcu nie każdy czło­wiek, jest taki sam
nie każdy czło­wiek nas zawo­dzi, ale gdy już raz się prze­je­dziemy, chcemy 
unik­nąć kolej­nego zawodu. 
Zau­wa­ży­łam też, że w tych nie­trwa­łych przy­jaź­niach rela­cje są zazwy­czaj
chwi­lowe. 
Wtedy czło­wiek, który ma swo­jego przy­ja­ciela, gdy na jego dro­dze poja­wia się nowa cie­kaw­sza osoba tego, swo­jego przy­ja­ciela nagle odpy­cha. 
Cza­sami kom­plet­nie nie potra­fię zro­zu­mieć ludzi, któ­rzy porzu­cają naprawdę
war­to­ściowe osoby dla fał­szy­wych przy­jaźni, które nie wróżą nic dobrego.
Widocz­nie jako ludzie musimy się chyba na każ­dym kroku zawo­dzić na wielu 
oso­bach, żeby zro­zu­mieć, że ota­cza nas osoba, która jest warta uwagi, a nie jest chwi­lową stratą czasu. 
Niby każde przy­jaźnie nawet te fał­szywe nas cze­goś uczą, ale z jed­nej strony też zabie­rają czas, który mogli­by­śmy poświę­cić naprawdę war­to­ścio­wym osobą. 
Nie dawno od jed­nej osoby z mojego oto­cze­nia usły­sza­łam, że naj­gor­szym momen­tem, w któ­rym możemy, zna­leźć przy­ja­ciela jest moment, w któ­rym 
zaczy­namy osią­gać suk­ces. 
Tro­chę się nad tym zasta­na­wia­łam i dłu­żej nad tym myśląc, zrozumia­łam, że
czę­sto rela­cje budo­wane w momen­cie, kiedy coś odno­simy, są naj­gor­sze i
 najbar­dziej nie­trwałe. 
Jak wia­domo od jedynki bli­sko do zera i każdy suk­ces, jaki osią­gamy, w naszym życiu, może być tylko chwilą prze­lotną.
Czyli tyle czasu ile odno­simy suk­ces mamy przy­ja­ciela, a gdy już spa­damy, nie mamy nikogo.
Dzi­siaj na swoim przy­kła­dzie chcia­ła­bym Wam udo­wod­nić, że jeśli przy­jaźń jest, praw­dziwa prze­trwa wszystko nawet naj­gor­sze sztormy. 
Kie­dyś bar­dzo długo zasta­na­wia­łam się, dla­czego nie mogę, mieć kogoś dla kogo liczy­ła­bym się tak bar­dzo, jak dla innych liczą się ich przy­ja­ciele.
 Zaw­sze każdy w szkole trzy­mał się ze swoim przy­ja­cie­lem. 
Tylko ja mia­łam wra­że­nie, że byłam dla każ­dego takim chwi­lo­wym wyrzut­kiem. Tro­chę to trwało, dopóki pięć lat temu nie pozna­łam pew­nej osoby, która ma na imię Nata­lia. 
Przy­znam się Wam szcze­rze, kiedy ją pozna­łam byłam wię­cej niż pewna, że
ni­gdy się nie za przy­jaźnie z nią. 
Kiedy się pozna­ły­śmy ani ona nie miała o mnie dobrego zda­nia (tak sądzę, 
spo­glą­da­jąc w prze­szłość), ani ja nie mia­łam dobrego zda­nia o niej. 
Wtedy bar­dzo się róż­ni­ły­śmy, jed­nak po cza­sie coś nas do sie­bie, zaczęło 
przy­cią­gać i po dość dłu­gim cza­sie pozna­wa­nia się mogły­śmy nazwać sie­bie
przy­ja­ciół­kami, ale czy to było takie mocne?
Wyda­wało mi się wtedy, że nie. 
Na początku nasza przy­jaźń opie­rała się na kłót­niach, ponie­waż na naszej dro­dze pozna­wa­ły­śmy róż­nych ludzi, któ­rzy też w pew­nym momen­cie mieli na to jakiś wpływ. 
Pamię­tam, że był moment prze­ło­mowy, kiedy się tak namie­szało, że
nie odzy­wa­ły­śmy się do sie­bie ponad pół roku.
Potem jed­nak pogo­dzi­ły­śmy się, znowu zaczy­na­jąc od nowa. 
Naj­cięż­szym momen­tem, jaki przy­szedł był moment, w któ­rym rok przede mną odcho­dziła, do nowej szkoły jak na to teraz, patrzę, to był chyba jeden z 
naj­cięż­szych momen­tów.
Pamię­tam, że strasz­nie prze­ży­wa­łam to, że już nie będziemy spę­dzać każ­dej prze­rwy ze sobą. 
Niby spę­dzi­ły­śmy całe waka­cje ze sobą i naszymi zna­jo­mymi, ale wtedy też już nie mia­ły­śmy jakoś sil­nej więzi, ponie­waż każda była bli­żej jakby z inną osobą.
No i potem oddzielne szkoły brak czasu na spo­tka­nia pozo­stał Face­book, ale to nie było, to samo w rezul­ta­cie kon­takt, był coraz słab­szy. 
Potem już tylko maj i wybór mojej nowej szkoły. 
Kolejny z cięż­szych momen­tów, przez który prze­brnę­łam i zde­cy­do­wa­łam się na wybra­nie tej samej szkoły, do któ­rej cho­dziła Nata­lia. 
No i waka­cje pierw­szy moment od dłuż­szego czasu, w któ­rym trzy czwarte czasu waka­cyj­nego spę­dzi­ły­śmy tylko ze sobą we dwie. 
Kiedy waka­cje się roz­po­czy­nały, nie zda­wa­łam sobie sprawy, że będzie to moment prze­ło­mowy w naszej przy­jaźni, w któ­rym upew­nimy się, że to będzie wła­śnie to.
Zaw­sze jak ktoś mnie pyta o moment, w któ­rym poczu­łam już w stu pro­cen­tach, że to jest to podaję za przy­kład wła­śnie tamte pamiętne waka­cje.
Z jed­nej strony to zabawne, że dopiero w momen­cie, w któ­rym Wasze życie
prze­wraca się tak bar­dzo, że gubi­cie, sens upew­nia­cie się, kto jest przy Was naprawdę, a kto na niby.
Dla mnie to był wła­śnie ten moment, w któ­rym upew­ni­łam się, że to ta jedna jedyna, która mnie nie zawie­dzie, ponie­waż pomo­gła mi się podnieść, kiedy naprawdę tego potrze­bo­wa­łam, a nie była to dla mnie błaha rzecz. 
No i potem poje­cha­ły­śmy, razem na tydzień nad morze co jesz­cze bar­dziej, umoc­niło naszą przy­jaźń. 
Potem już tylko wspólna szkoła, wspólne prze­rwy i tak już od pię­ciu lat. 
Wiem, że teraz znowu w naszej przy­jaźni szy­kuję się roz­łąka, ale wie­rzę, że mimo wszystko uda nam się to prze­trwać, ponie­waż nie przez takie momenty już prze­cho­dzi­ły­śmy. 
Wła­śnie dzięki tak wspa­nia­łej oso­bie, która jest dla mnie jak sio­stra, mimo że na początku naszej zna­jo­mo­ści nie dawa­łam, żad­nej szansy, zrozumia­łam, czym jest tak naprawdę przy­jaźń.
Teraz już wiem, że w przy­jaźni liczy się wspar­cie. 
W wielu momen­tach, gdyby nie to, że dosta­wa­łam od niej wspar­cie, siłę i
moty­wa­cję pew­nie nie uda­łoby mi się osią­gnąć wielu rze­czy, które wła­śnie dzięki niej osią­gnę­łam. 
Przy­jaźń to przede wszyst­kim akcep­ta­cja wad dru­giej osoby, na któ­rej nam zależy, a także nauka życie razem, a nie osobno.
Dla­tego doce­niaj­cie swo­ich praw­dzi­wych przy­ja­ciół i pozna­jąc, nowych 
nie zapo­mi­naj­cie o tych sta­rych, któ­rzy w Was zbu­do­wali siłę. 
Nawet jeśli Wasze przy­jaźnie upa­dają, prze­cho­dzą, kry­zysy walcz­cie o nie.
Pie­lę­gnuj­cie je, ponie­waż w świe­cie tak fał­szy­wym posia­da­nie jed­nego
praw­dzi­wego przy­ja­ciela jest suk­cesem, a jeśli Wy go posia­da­cie, to cza­sami nie zda­je­cie sobie sprawy jak wielki skarb macie obok sie­bie.
Jeśli jesz­cze nie zna­leźliście, takiej osoby nie wątp­cie w to. 
Sama wąt­pi­łam i wyda­wało mi się, że zupeł­nie nic nas nie połą­czy, a jed­nak mimo róż­nicy wieku oka­zało się, że w wielu spra­wach jeste­śmy zgodne. 
Łączy nas wspólne zda­nie  no i poczu­cie humoru. 
Kilka lat temu wąt­pi­łam, ale dziś już nie wąt­pię i śmiało mogę powie­dzieć, że moja przy­ja­ciółka to mój naj­więk­szy skarb!

"Jedyne, co miało jakieś znaczenie, to to, że znalazłem mojego pierwszego przyjaciela, a tym samym zacząłem naprawdę żyć."


niedziela, 30 października 2016

Wrocławski Dzień Języków Obcych, czyli nowe doświadczenia..

Życie jest, jedną wielką niewiadomą nigdy do końca nie jesteśmy, w stanie przewidzieć co nas w nim czeka.
Jako ludzie zazwyczaj zamykamy, się przed nowymi rzeczami nie chętnie zdobywając nowe doświadczenia po prostu tak nam wygodniej.
Przyznam się, że jestem typem, który lubi, zdobywać coraz to nowsze doświadczenie jednakże niezbyt lubię drogę do tego prowadzącą, ponieważ nigdy nie wiem, czego mogę się spodziewać i jakie będą tego efekty.
Dlatego też większość rzeczy, która dzieje się w moim życiu jest spontaniczna, ponieważ wiem, że gdybym dłużej się nad czymś zastanawiała, to pewnie znalazłabym, więcej wad niż zalet co zniechęciłoby mnie do jakichkolwiek działań.
Ludzie zazwyczaj są, zdziwieni jak dowiadują się o tym, że podczas podejmowania decyzji dopadają mnie pewne wątpliwości, ponieważ jak twierdzą, sprawiam wrażenie osoby neutralnej w swoich działaniach.
Chciałabym was przekonać do tego, że czasami warto tak po prostu zrobić coś bez większego przemyślenia.
Ostatnio znalazłam się w sytuacji, w której musiałam podjąć dosyć ważną dla mnie decyzję.
W mojej szkole jak co roku organizowany był wyjazd z okazji dnia języków obcych, który początkowo miał się odbyć w Krakowie i wtedy byłam zdecydowana na niego jechać.
Jednak poprzez natłok terminów wyjazd ostatecznie odbył się do Wrocławia.
Był to moment, w którym pojawił się we mnie niepokój i mimo że nie pierwszy raz byłabym we Wrocławiu i jest, mi on bardzo dobrze znany zastanawiałam się, czy rzeczywiście jechać.
I nagle tysiąc myśli na sekundę, w końcu to Wrocław ponad dwieście kilometrów od mojego miasta do Krakowa jednak miałam bliżej, bo około sześćdziesięciu kilometrów.
No i czy warto niby angielski, za którym nie przepadam i niemiecki, który kocham, ale Wrocław?!
Mimo że nie dałam, tego po sobie poznać to w jednym momencie stałam się totalnie rozdarta.
Po kilku chwilach jednak stwierdziłam, że nie zastanawiam, się nad niczym jadę, nie rozważając żadnych za i przeciw.
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam.
Wyjazd w końcu odbył się w środę i teraz mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję.
Jak się okazało, mieliśmy warsztaty tylko z niemieckiego (kiedyś mnie chyba spalicie na stosie za to, że w każdej notce pojawia się niemiecki), które zresztą okazały się świetne.
Przyznam się wam szczerze, że nigdy nie spodziewałam się, że ze zwykłych warsztatów językowych można tyle wynieść.
Podczas warsztatów graliśmy w cztery gry, które lepiej pozwoliły poznać mi samej kulturę Schwarzwaldu oraz, pozwoliły na sprawdzenie zasobu swojej znajomości językowej.
Zaraz po warsztatach udaliśmy się na taką jakby grę terenową w poszukiwaniu śladów niemieckich oraz wrocławskich krasnali.
Ku mojemu zdziwieniu na ulicach Wrocławia ciężko jest w ogóle usłyszeć język polski.
Z jednej strony to dla mnie raj na ziemi, że nie muszę być w Niemczech, by usłyszeć język niemiecki, ale też z drugiej strony dopiero w takich momentach jak ten człowiek zdaje sobie sprawę, że jego znajomość języka niestety totalnie leży.
Mimo to jednak uważam, że było warto zdecydować się zupełnie spontanicznie.
Miałam okazję nie tylko kolejny raz zwiedzić piękny Wrocław i sprawdzić się w ukochanym języku, ale także nauczyłam się jak rozpoznać swój pociąg i trafić do odpowiedniego przedziału mimo wszystko to ważne umiejętności. :)
Uważam, że decyzje podejmowane spontanicznie często są najlepsze, ponieważ jeśli się czegoś pragnie, to człowiek po prostu się na to decyduje, nie dając możliwości wystąpieniu żadnym wątpliwością.
W końcu nie wiemy, ile jest nam dane przeżyć, a lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się w ogóle nie spróbowało.

" W miarę te­go jak cię ko­pią, co­raz bar­dziej zagłębiasz się w słuszność swoich decyzji."


czwartek, 13 października 2016

Cele są laserem ludzkiej świadomości.

Pewnie nie jednokrotnie każdy z was czuje jakąś blokadę w sobie przed robieniem tego, co tak naprawdę robić chce.
Zazwyczaj boimy się porażek, braku czasu, czy też tego, że zostaniemy wyśmiani przez innych.
Najczęściej jednak brakuje nam po prostu wiary w siebie.
Dzisiaj siedząc na ostatniej lekcji i spoglądając, za okno kolejny raz zastanawiałam, się czemu tak niewielu ludzi spośród kilku miliardów na ziemi robi to, co czuję, a nie to, co musi.
Zastanawialiście się czasem nad tym, czy w stu procentach jesteście zadowoleni z tego, co aktualnie robicie?
Jak tak dłużej nad tym wszystkim myślę, to jestem pewna, że gdybym tylko miała, stuprocentowy wybór robiłabym aktualnie co innego.
Jednak wiem, że moim priorytetem aktualnie powinna być szkoła, przez co ze spełnianiem swoich pasji przystopowałam.
Moim sukcesem jest moment, w którym raz w tygodniu porządnie przysiądę nad wpisem na blogu, czy wyrwę się na korepetycje z niemieckiego.
Wiadomo, że nie we wszystkim da się być perfekcjonistą, widzę, to po sobie ciągle ucząc się na swoich błędach, a tak owe starania nie prowadzą do niczego więcej niż do porażki.
Najgorszym momentem naszych starań jest chwila, kiedy stawiamy sobie poprzeczki, których nie jesteśmy w stanie przekroczyć, ponieważ wymagamy, od siebie więcej niż jest się w stanie udźwignąć. Poprowadzi was to do tego, że zdobywając, coś nie będziecie z tego zadowoleni.
Dlatego, że będziecie mieli świadomość, iż daną rzecz mogliście, zrobić inaczej z większą dokładnością co nie da wam kompletnej satysfakcji ze swoich osiągnięć.
Wychodzę z założenia, że jeśli chcecie, coś robić to po prostu dążcie do realizacji tego.
Wiadomo, że zawsze zaczyna się od podstaw, ale małymi krokami nim się obejrzycie, pokonacie szczyt, jeśli tylko będziecie wyłapywać plusy z tego, co robicie.
Porażki bywają bolesne, zwłaszcza gdy oprócz was wierzą inni, ale każdy z nas ma w sobie tyle mocy, że gdy upada, jest w stanie się podnieść silniejszy.
Musimy się nauczyć tego, że porażka czasami daje o wiele więcej niż wygrana.
Tym bardziej że to nie porażka nas zatrzymuje tylko niechęć zaczynania wszystkiego od początku.
Zdaję sobie sprawę, że oprócz porażki blokuje nas także wiara w siebie i to, co ludzie powiedzą.
Uwierzcie ciągłe opieranie się na tym, co ludzie powiedzą, nie jest dobre, zwłaszcza kiedy dąży się do celu.
I sama wiem, że to nie jest łatwe, bo ciągle uczę się tego, by zadowalać samą siebie, a nie innych ludzi co jest ciężkie, zwłaszcza że ludzie zawsze będą gadać, bo taka jest ich natura.
Nawet jeśli upadniecie i ludzie was wyśmieją, pamiętajcie, że porażka uczy nas tego, czego nie nauczy nas żadne zwycięstwo.
Zwłaszcza gdy przychodzi nam stoczyć bitwę, w której wygrana jest równoznaczna z przegraną.
Dlatego, jeśli śpiewasz, tańczysz, uczysz się, jakiegoś języka rób to dalej, nawet gdy nie jest łatwo.
W końcu nikt nie powiedział, że walka o samego siebie będzie łatwa.
Jeśli piszesz, jak najbardziej rób to, nawet jeśli ktokolwiek z twojego otoczenia nie widzi, w tym sensu dąż do tego, bo to Cię uszczęśliwia.
Jeśli śpiewasz, rób to dalej, mimo że nie każdemu spodoba się, twój głos w końcu znajdzie się ktoś, kto właśnie Ciebie doceni.
Tańczysz, ale obawiasz się tego, że Cię wyśmieją, bo nie czujesz rytmu? Przecież najwięksi tancerze zaczynali od samego początku, a po długich staraniach zaczęli osiągać sukcesy właśnie dlatego, że przełamali w sobie pewne bariery.
Uczysz się jakiegoś języka, ale nie potrafisz perfekcyjnie nim władać? Mów, mów i jeszcze raz mów, nawet jeśli wygląda to tak:

Przecież wkrótce i tak dojdziesz do wprawy, że nie jedna osoba pozazdrości Ci biegłego władania danym językiem.
Mając, jakąś pasję stawiajcie sobie małe cele i realizujcie, je powoli nie zważając na innych.
Kierujcie się tym, że każdy swoje starania zaczynał kiedyś od zera i nie każdy od razu "przenosił" góry.
Wszystko wymaga czasu, pewności siebie, siły oraz wsparcia.
Jeśli posiadacie, wiarę w swoje możliwości na pewno osiągniecie w swoim życiu to, co osiągnąć chcecie, a brak wiary innych ludzi w was będzie dla was tylko do tego, by udowodnić im, że się mylą i, że stać was na więcej niż są w stanie sobie wyobrazić.

Osiągnąłem wszystkie cele, jakie sobie do tej pory wyznaczyłem. Wszystko sprowadza się do tego, ile jesteś w stanie poświęcić, aby odnieść sukces.~ Bruce Davies.

środa, 5 października 2016

Typy ludzi planujących przyszłość i żyjących z dnia na dzień.

Jesień chyba na dobre zagościła już za naszymi oknami.
W tym roku nadzieję miałam na złotą Polską jesień jednak patrząc za okno zawodzę się.
Mimo że kocham, ten stan, kiedy pada deszcz, a ja w wolnej chwili mogę usiąść z kubkiem gorącej herbaty i kocem na oknie delektując się chwilą.
Wszystko jest, dobre do czasu jak to mówią.
Teraz jednak byłabym szczęśliwa, gdyby choć na chwilę wyszło słońce, które odmieniłoby moje jesienne podejście do życia.
Jeśli mowa o podejściu do życia to ostatnio na jednej z lekcji zastanawiałam, się ilu ludzi tak naprawdę podchodzi do życia tak planowo.
Mając już wszystko zaplanowane i kierując się tym planem w życiu/ przyszłości.
Podziwiam takie typy ludzi, mimo że nigdy nie wiadomo co przyniesie los i czy uda im się zrealizować swój plan na przyszłość, to mają jakiś cel, do którego przez stopniowe planowanie dążą.
Kiedyś sama taka byłam jeszcze przed zmianą szkoły.
Po czasie, kiedy nie mogłam, nadążyć za samą sobą przestałam planować.
Stwierdziłam, że tak naprawdę nic mi po tym, bo nawet jeśli gdzieś na początku miałam jakiś cel i dążyłam do niego to gdzieś po drodze ludzie, których spotykałam, mnie do niego zrażali.
Zawsze jak coś robiłam, kierowałam się tym, co ktoś ode mnie wymaga.
Po czasie tego ciągłego natłoku i walki o to wszystko zrozumiałam, że nie warto.
Wtedy w końcu zaczęłam żyć po swojemu.
Mimo że jestem taka, że jak coś muszę zrobić, czy chociażby gdzieś jechać to muszę mieć dokładny plan na to od razu, ponieważ strasznie nie lubię nie wiedzieć, na czym stoję.
Jednak jeśli chodzi, o przyszłość zaczęłam żyć z dnia na dzień.
Każdego dnia po prostu wstaję, ubieram, się idę, do szkoły jestem w niej i robię to, co czuję w środku.
Nie mam czasu na zastanawianie się co dalej.
Zrozumiałam, że nie wiem, tak naprawdę co mnie czeka następnego dnia.
A wiem, że jeśli coś bym sobie zaplanowała, a potoczyłoby, się to inaczej niż bym chciała, to bym się zawiodła, a tego najbardziej chcę unikać.
Teraz wiem, że należy cieszyć się chwilą, bo drugiej takiej okazji do tego może nie być.
Ludzi z dokładnymi planami swojego życia naprawdę podziwiam, ponieważ zawsze trzeba mieć jakiś plan B.
A obserwując, takie osoby zauważyłam, że nic nie jest w stanie ich zaskoczyć, iż każde posunięcie mają dokładnie przemyślane, przez co mają raczej marną szansę na porażkę.
Pamiętajcie, czasami warto, jest tak po prostu żyć bez żadnych planów i zmartwień.
Dlatego wstawajcie z łóżek i żyjcie tak po prostu!


wtorek, 27 września 2016

Powroty trudniejsze od rozstań..

Zawsze wydawało mi się, że rozstania są trudniejsze niż powroty.
Jednak myliłam się.
Kiedy człowiek wraca, chciałby, wszystko wyjaśnić emocje aż się w nim tłumią, kiedy jednak powraca, nie mówi nic.
Być może po prostu nie potrafi wyjaśnić tego, co czuje.
Odchodząc, bez słowa po prostu znika i nie wraca.
Tego wszystkiego jednak nic nie jest w stanie wytłumaczyć, ponieważ nad człowiekiem nikt nie ma kontroli.
Nawet największym filozofom nie udało się rozważyć do końca uczuć i psychiki człowieka.
Znacie to uczucie, kiedy naprawdę wam na czymś zależy?
Pewnie znacie.
Wiadomo, jak człowiekowi zależy, to się stara od początku aż do samego końca.
Czasami wydaje mi się, że im bardziej nam na czymś zależy i im bardziej się o coś staramy, tym gorzej dla nas.
Bo jeśli nam się nie uda zdobyć czegoś, o co walczymy, poświęcając, wszystko zostajemy, tak naprawdę z niczym odnosząc wielki zawód.
Wybieramy sobie autorytety, które nie do końca są czasami dla nas dobre.
Zwłaszcza jeśli jest to ktoś z naszego bliskiego otoczenia.
Polegamy na nim, czerpiemy, z niego czasami może nawet zaszczepia w nas miłość do nowej pasji.
Dzieli się z nami na tyle tą pasją, że nam samym pomaga w rozwijaniu jej.
Wkrótce dzieje się jednak coś, przez co zawodzimy się na tej osobie.
Nawet jeśli nasz upodobania i dążenie do celu zbudowaliśmy, wzorując, się na niej już po czasie nie ma to dla nas najmniejszego sensu.
Ponieważ jak wiadomo człowiek, który się na kimś zawiedzie, podchodzi, potem do czegoś zupełnie inaczej nie mając w sobie już tyle radości i oddania do danej rzeczy, jakie w nim ktoś obudził.
Być może gubimy się albo po prostu postępujemy, źle wybierając sobie autorytet.
Może nie koniecznie robiąc, coś musimy się na kimś wzorować.
Ludzie zawodzą, nawet z pozoru najlepsi popełniają błędy, które gdzieś w środku wydają, im się ludzkie jednak osoba czerpiąca z drugiego człowieka widząc, to zaczyna zmieniać postrzeganie danej osoby.
Osoby te nie zawsze wiedzą o tym, że są dla danej osoby autorytetem.
Dlaczego?
Otóż nie każdy potrafi się przyznać, że posiada w danej osobie autorytet.
Kiedy po czasie człowiek zmienia, podejście do drugiej osoby wydaje jej się to wtedy naturalne albo zwyczajnie dziwne.
Nigdy do końca nie zna powodu postępowania drugiej osoby.
Zapewne nie raz spotykacie się z różnymi zachowaniami ludzi.
U każdego w otoczeniu znajdzie się jakaś osoba, która będzie tą "wyjątkową" w jej mniemaniu oczywiście.
Nie sądzę tutaj, że jako ludzie nie jesteśmy, wyjątkowi tylko po prostu będzie to osoba, której "blask" będzie jaśniejszy niż pozostałej reszty.
Będzie ona w siebie zapatrzona i jej samoocena będzie zawyżona do takiego stopnia, że każdego będzie traktować z góry.
Po czasie większość będzie, miała, tego dość zacznie dochodzić do sporów między tą osobą a innymi. Ona jednak będzie tkwiła w przekonaniu, że każdy robi błąd tylko nie ona i "ataków" związanych z jej osobą zupełnie nie będzie rozumieć.
Jak każdy wie, świat sprawiedliwy nie jest.
Ja akurat zawsze byłam osobą, która tej sprawiedliwości szukała.
Nie jednokrotnie powtarzano mi "Świata nie zbawisz, choćbyś chciała".
Wiecie co? Dalej wierzyłam, że jestem w stanie, chociaż zmienić bieg tego, co się dzieje wokół mnie.
Po czasie przekonałam się, że nie warto jednak mimo tego, że świat nie jest sprawiedliwy, to nasze życie wobec nas jest niesamowicie sprawiedliwe.
Sama zauważam, że co od siebie dajemy, wraca do nas ze zdwojoną siłą.
To jakimi ludźmi jesteśmy, wraca do nas.
Nie koniecznie to widać, ale jeśli jesteśmy, typem człowieka takiego jak opisałam, wyżej spodziewajmy się tego, że życie nam to odda.

Skopie nas tak porządnie, że będziemy mieli dość, ale dopiero wtedy zrozumiem jakie błędy popełniamy.

"Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce"