wtorek, 1 września 2020

“ Nieważne jaki bój toczymy ze światem. Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek. Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek.”

Chociaż sierpień dobiegł już końca, to powiem wam, że bardzo lubię ten miesiąc i zawsze w jakimś stopniu podświadomie na niego czekam. W sierpniu na niebie wieczorami ukazuje się dużo spadających gwiazd.

Zawsze jedna jedyna noc spadających gwiazd, gdy jest ich najwięcej, jest dla mnie w sierpniu najważniejsza.
Od dziecka kochałam godzinami wpatrywać się po prostu w niebo i chyba do tej pory poniekąd tak mi zostało.
Co roku wiadomo układam sobie w głowie marzenia, które mam nadzieje, że dzięki tym gwiazdom się spełnią.
Ale od pewnego momentu zaczęłam rozumieć, że powinnam marzyć o czymś w czym rzeczywiście potrzebna jest mi pomoc od losu.
Kiedyś marzenia były na tyle przyziemne, że tak naprawdę byłabym w stanie spełnić je ciężką pracą, bo nie były niemożliwe do zrealizowania, dlatego przyziemność odrzuciłam na bok!
Zawsze podczas gorszych momentów w życiu wpatruje się w niebo i szukam odpowiedzi albo wypatruje jakiegoś znaku, który w jakiś sposób powie mi co dalej robić.
Ostatnio, gdy wpatrywałam się w niebo po jednym z gorszych dni naszło mnie na refleksje, którą w mojej głowie zrodziło samo życie.
Chodzi tutaj o nas w życiu codziennym.
Nie od dziś wiadomo, że życie to teatr.
Wychodzimy na scenę zakładamy maski, odgrywamy swoje role, kiedy spektakl się skończy schodzimy z niej i co później?
Później nie ma już nic.
A może jednak coś jest tylko my jeszcze nie wiemy co?
Każdego dnia wychodząc z domu zakładamy maski.
Każdy z nas je zakłada -ja też.
Dostosowujemy się do ludzi i sytuacji.
I to nie jest złe o ile jesteśmy w tym szczerzy sami ze sobą.
Tak naprawdę zwykle sobą w stu procentach jesteśmy dopiero w czterech ścianach.
Każdy dzień zmusza nas często do kreowania fałszywych wizji by inni nie zauważyli, że coś jest nie tak.
Wielu ludzi każdego dnia kreuje się na silnych i szczęśliwych.
Tylko po to, by przykryć prawdziwe emocje, by nie wyjść na słabego człowieka.
Przez cały dzień uśmiech nie schodzi im z twarzy, podczas gdy za każdym razem pękają od środka.
W zależności od sytuacji zakładamy maskę, często chcąc się dostosować do otoczenia.
Nie zawsze robimy, to wbrew sobie i wtedy o tyle jest to prawidłowe, że zgadza się z naszą naturą.
Często zakładając maski chcemy by nas zauważono, a może i nawet doceniono.
Wszystko jest dobre, dopóki w tym wszystkim nie zaczynamy okłamywać siebie samych.
Dopóki czujemy, że mamy to pod kontrolą i nikt na tym nie ucierpi.
Każdy człowiek pod jakimś względem z natury jest typem samotnika.
Dobrze czuje się sam w czterech ścianach, kiedy kończy się dzień i w końcu może być sobą pod każdym względem.
Gdy nikt nie widzi, nie będzie w stanie nas ocenić i przyczepić negatywnej łatki na nasz temat.
No właśnie.
Dlaczego często stwarzamy zupełnie inną wizję siebie?
Ponieważ boimy się odrzucenia i tego, że ktoś dostrzeże nasze wady.
Których być może się boimy, które być może skrywamy, a może po prostu walczymy o uznanie albo tak jest po prostu łatwiej.
Jest łatwiej, bo przyzwyczailiśmy się do udawania.
Bo w dzisiejszych czasach w ludzkich głowach okazać słabość to wstyd.
Boimy się potępienia, mimo tego, że każdy z nas może mieć gorszy dzień i jest, to pod każdym względem prawidłowe.
Każdy z nas może mieć zły okres w życiu i to także jest okej.
Często, gdy udajemy zbyt długo silnych od środka pękamy, ale nigdy nie dajemy dostrzec tego drugiej osobie.
Tak łatwiej.
W ten sposób coraz mniej uczymy się życia z emocjami.
Coraz mniej pokazujemy prawdę, którą powinniśmy pokazać, tylko po to, żeby ktoś nie pomyślał, że jesteśmy słabi.
Naturalne jest, że boimy się opinii drugiego człowieka i zwykle staramy się mu raczej przypodobać niż pokazać, że też jesteśmy ludźmi, którzy mają prawo do błędu.
Boimy się okazywać uczucia, dlatego że ktoś kiedyś nas mocno zranił, dlatego te prawdziwe uczucia chowamy pod maskami.
Boimy się zaufać tylko, dlatego, że ktoś kiedyś zawiódł nasze zaufanie.
Boimy się mówić szczerze tylko, przez to, że ktoś kiedyś nas za to skrytykował.
Z natury jako ludzie jesteśmy skłonni do poddawania się manipulacji.
Żyjemy w czasach, w których ciężko jest rozróżnić, czy ktoś jest z nami i nas wspiera naprawdę, czy tylko sztuką manipulacji sprawia, że wierzymy w to, że naprawdę z nami jest.
Najwięcej wątpliwości pojawia się, gdy nasze światy się mieszają.
Kiedy wewnętrznie umieramy, ale nie wiemy kto udaje, że jest przy nas, a kto tak naprawdę z nami jest i do kogo możemy zwrócić się o pomoc, by nie zostać wyśmianym.
Każdą relację poddajemy wątpliwości.
Mętlik w naszej głowie jest tak silny, że sami nie wiemy jak sobie z nim poradzić.
A gdy przychodzi już co do czego okazuje się, że jesteśmy sami.
Może przez to, że w pewnym momencie mamy już dość udawania, więc ludzie się od nas odwracają.
Bo widzą w nas zmianę.
Jesteśmy inni niż zawsze, zaczynamy być szczerzy, zmieniliśmy się.
Tylko przez to, że nie wiedzą, że tacy naprawdę jesteśmy, bo nigdy nie dali nam szansy pokazać siebie od tej prawdziwej strony bądź też sami ciągle udawali.
Pamiętajcie, że choćby nie wiadomo co się stało, zawsze musicie być sobą.
Idźcie do przodu z podniesioną głową.
Mimo tego, co mówią inni, każdy ma prawo do gorszych chwil w życiu, do słabego dnia.
Jeśli w ten sposób tracicie osoby, które z wami „były”.
To oznacza tylko tyle, że nie były naprawdę.
Ważne jest, to by otaczać się ludźmi, którzy akceptują was takimi, jakimi jesteście i nie uciekają w momencie, gdy widzą waszą prawdziwą stronę.
Nigdy nie róbcie nic wbrew sobie, bo nie ma nic gorszego niż oszukiwanie samego siebie.
Jeśli będziecie zawsze prawdziwi w relacjach, które budujecie odpłacą się wam tym samym.
Bo jedną z najważniejszych rzeczy w życiu jest szczerość.